Chroniczny
brak czasu, którego przyczyną są studia (wraz ze wszystkimi
rzeczami okołostudenckimi) oraz chodzenie na studium farmaceutyczne
powoduje, że wpisy powstają z doskoku. Trudno w takich warunkach
omówić poważny temat. Dzisiejszy tekst jest jednak wyjątkiem –
mam dzień wolny w środku tygodnia, co miałem zrobić, to zrobiłem,
więc poświęciłem kilka godzin na przygotowanie poniższej notki.
Traktuje ona o pewnej postaci leku, do której przygotowania
niezbędna jest odpowiednia wiedza zielarska i farmaceutyczna.
Mowa
o... ziółkach! Wydaje się, że jest to banalna forma leku, tak
prosta w swojej wymowie, że aż wulgarna. Cóż to za sztuczka,
wziąć garść liści, garść korzeni i zmieszać to wszystko ze
sobą? Och, nic bardziej błędnego! W niej kryje się sztuka
zielarska. Prastary rytuał wykonywany przez tysiąclecia przez
biegłych w tej nauce. Nic w nim nie jest przypadkowe, wszystko ma
swoją kolejność, a od poprawnego przygotowania leku zależy stan
chorego.
Ziółka,
czyli species. W czysto
zielarskim ujęciu to mieszanina rozdrobnionych surowców
zielarskich. Definicja farmaceutyczna jest nieco szersza, uwzględnia
możliwy dodatek innych substancji, najczęściej poprawiających
walory smakowe lub wzmacniających działanie substancji czynnych
zawartych w roślinach. Jakość a co za tym idzie działanie ziółek,
zależy od poprawnego ich wykonania – czyli rozdrobnienia,
przesiania i zmieszania.
Kwestię
rozdrobnienia pozostawiam otwartą, można robić to różnymi
metodami, warto pamiętać, aby unikać sprzętów, które powodują
ocieplenie surowca. Zagrzanie go jest skrajnie niekorzystne, może
negatywnie wpłynąć na zawartość substancji czynnych, na których
nam przecież zależy. Dobrze wysuszone surowce można rozdrobnić
ręcznie lub za pomocą moździerza, najlepiej solidnego, kamiennego.
Rzecz jasna nie mówię tutaj o korzeniach, kłączach, owocach i
nasionach. Ostatnią dwójkę powinno się raczej rozgniatać, niżby
proszkować, natomiast te pierwsze mogą wymagać wstępnego
zmielenia w młynku ręcznym, a potem jeżeli jest to konieczne, w
młynku elektrycznym.
Nie
wyobrażam sobie laboratorium zielarskiego bez sit do przesiewania
rozdrobnionych surowców roślinnych. Mam wrażenie, że wielu
producentów nie słyszało o czymś takim jak właściwy stopień
rozdrobnienia, w efekcie czego możemy znaleźć w paczce ziółek
zarówno pył, jak i takie kawałki korzeni, które mogą nam w
gardle stanąć. W tej kwestii opieram się na Farmakopei Polskiej
II, która podaje sześć sit, które zarazem definiują stopień
rozdrobnienia.
Sito
I – oczko 5 mm średnicy – grubo rozdrobniony
Sito
II – oczko 3 mm średnicy – średnio rozdrobniony
Sito
III – oczko 1,5 mm średnicy – drobno / miałko rozdrobniony
Sito
IV – oczko 0,5 mm średnicy – grubo sproszkowany
Sito
V – oczko 0,25 mm średnicy – średnio sproszkowany
Sito
VI – oczko 0,15 mm średnicy – miałko / subtelnie sproszkowany
Mając
sita i rozdrobnione surowce, możemy przejść do przesiewania. Na
czystym stole rozkładamy dużą płachtę papieru. Jest to nasza
przestrzeń robocza, ograniczy ona zabrudzenia, których z pewnością
nie będzie brakować. Następnie przygotowujemy nieco mniejsze
kartki papieru, na nie będziemy przesiewać surowiec. No i niezbędne
są dwa pojemniki – do czegoś trzeba to wszystko przesypać. Gdy
już mamy co trzeba, powstaje pytanie – którym sitem przesiać
moje liście / moje korzenie / moje kwiatki? Możemy wyróżnić trzy
grupy surowców i przypisać do nich poszczególne sita, mianowicie:
wszystkie
kwiaty, liście oraz ziela przesiewamy przez sito I;
wszystkie
drewna, kłącza, korzenie i kory przesiewamy przez sito II lub I;
wszystkie
owoce i nasiona przesiewamy przez sito III lub II;
Oczywiście
każdy surowiec przesiewamy osobno! To, co zostało na sicie,
przesypujemy do pierwszego naczynia. Warto to potem przejrzeć w
wolnej chwili. Mogą tam znajdować się różne zanieczyszczenia np.
gałązki, sznureczki albo po prostu za duże elementy, które można
znów rozdrobnić, aby przeszły przez określone sito. Kartkę z
przesiewem odsuwamy, podstawiamy nową, czystą. Teraz trzeba odsiać
od pyłu nasz surowiec. Do tego celu stosujemy sito IV lub V,
nieważne czy to jest korzeń, owoc czy kwiat. Zatem surowiec
przenosimy na IV lub V i znów przesiewamy. Zawartość sita
przesypujemy do pojemnika – jest to właściwie przygotowany
surowiec. Przesiew to nic nie warty pył, który wyrzucamy wraz z
kartą.
Mając
przygotowane w ten sposób surowce, możemy przygotować nasze
species. Wbrew pozorom nie
realizujemy przepisu w sposób dosłowny, czyli nie odważamy i nie
mieszamy według zapisanej kolejności. Można procedurę streścić
w trzech regułkach:
- Kolejność mieszania surowców definiuje ich waga, począwszy od największej.
- W przypadku kilku surowców o tej samej wadze decyduje alfabet.
- Owoce i nasiona dodajemy na samym końcu.
Przykładem
niech będą Species pectorale
czyli ziółka wykrztuśne. Receptura wygląda tak:
Radix
Althaeae.....40,0
Radix
Glycyrrhizae.....15,0
Rhizoma
Iridis.....5,0
Folium
Farfarae.....20,0
Flos
Verbasci.....10,0
Fructus
Anisi.....10,0
Kolejność
ich odmierzania i wsypywania będzie następująca:
Radix
Althaeae.....40,0
Folium
Verbasci.....20,0
Radix
Glycyrrhizae.....15,0
Flos
Verbasci.....10,0
Rhizoma
Iridis.....5,0
Fructus
Anisi.....10,0
Jeżeli
w skład receptury wchodzą substancje dodatkowe, dodajemy je na
samym końcu, po owocach i nasionach. W przypadku dodatku soli,
rozpuszczamy ją w niewielkiej ilości wody, zwilżajmy ziółka i
suszymy.
Co
prawda październik w pełni, ale jeszcze można wybrać się na
zbiory. Dlatego prezentuję tablicę surowców roślinnych, które
można zebrać w tym miesiącu.
Fajna ściągawka z tym kalendarzem :) Proszę takich więcej :)
OdpowiedzUsuń