poniedziałek, 26 września 2016

Trzy baśnie o cykorii podróżnik


"Na górskich stokach pasterze znaczyli
godzinę, którą pokazywała prawdziwie
cykoria, wzleciałemu skowronkowi,
podnosząc do niego swe łagodne oko,
błękitem spokojne.

I ty, maleńki pąsowy przechylony kwiecie,
garniesz swe obrzeżone płatki
do piersi, w godzinę zamknięcia,
gdy noc skapuje w darniowy grunt.

fragment "The Horologe of the Fields",
Charlotte Turner Smith (1749-1806)


Zacytowany fragment wiersza dotyczy właściwości cykorii podróżnik. Otwiera ona kwiaty wcześnie rano, około godziny ósmej a zamyka o czwartej, piątej po południu.

Germanie wierzyli, że rosnące przy drogach cykorie to banici, ludzie wyjęci spod prawa, ścigani przez swych wrogów. Mawiano, że gdy na tej roślinie są białe kwiaty, to prawdziwy złoczyńca i bandyta cierpi za swe występki. Kwiaty niebieskie oznaczały osoby fałszywie oskarżone i niewinne, które jednak musiały uciekać przed złem i niesprawiedliwością. Ucieczka nieodmiennie wiąże się z drogami, ścieżkami i traktami. Nic dziwnego, że lud niemiecki nazywał cykorię podróżnik (skądinąd i polska nazwa jaka słuszna!) Wegwarte – strażnikiem dróg lub Wegeleuchte – oświetlaczem / rozjaśniaczem drogi. Pojawiały się również takie określenia jak Sonnenwende – przesilenie bądź równonoc oraz Sonnenkraut – ziele słońca czy też Verfluchte Jungfer – przeklęta panna.

Cykoria podróżnik była bohaterem kilku baśni i legend, zwłaszcza na terenach dzisiejszych Niemiec, Austrii i Czech. Jednakże nie znalazłem pełnych tekstów tych dzieł a jedynie ich krótkie streszczenia. Być może nigdy nie były one spisane lub pisma nie zachowały się do naszych czasów. Postanowiłem więc popuścić wodze fantazji i szkielety dawnych historii przyoblekłem w ciała, dając tym samym nowe życie odtworzonym baśniom.

O ZROZPACZONEJ DZIEWCZYNIE

W dalekim mieście żyła młoda dziewczyna, nadzwyczaj piękna. Mieszkała z ojcem i matką w bogatym domu, przez co nie znała ani trosk, ani problemów. Miała swojego ukochanego, za którego pragnęła wyjść – on kochał ją a ona jego. Całe dnie spędzali ze sobą, a ich rodziny cieszyły się z tak wielkiej miłości pomiędzy nimi. Pewnego dnia do miasta przybył herold, obwieszczając wojnę. Jej narzeczony zaciągnął się do regimentu i wymaszerował z armią. Przed wyjściem z miasta, spotkał się ostatni raz z ukochaną i obiecał, że rychło wróci z tej wojny, odznaczony bohaterskimi czynami. Każdego ranka dziewczyna wychodziła na miejsce, skąd go żegnała i czekała na niego do zmroku, po czym wracała do domu. Nie chciała ani jeść, ani pić, targana tęsknotą i smutkiem. W końcu wyczerpana, pozbawiona sił, upadła na drodze i wydała ostatnie tchnienie. W miejscu, gdzie umarła, wyrosła wysoka roślina z niebieskimi kwiatami, zwana Wegwarte – strażnikiem dróg.

O PORZUCONEJ KSIĘŻNICZCE I JEJ DWORKACH

W bogatym zamku mieszkał król ze swoją córką oraz służbą. Księżniczka była piękna i młoda, więc szybko znalazła męża, którym był przystojny i równie młody książę. Ona była w nim szaleńczo zakochana, lecz on po niedługim czasie zdradził ją z inną szlachetnie urodzoną i uciekł z zamku. Córka króla oszalała ze smutku i odmawiając pokarmów, słabła w oczach. W końcu otoczona przez dworki, będąc na skraju śmierci zawołała "Ach! Jakże chętnie przyjęłabym śmierć, będąc pewna, że zawsze znajdę się tam, gdzie mój mąż!". Wierne służki powtórzyły za nią: "I my byśmy z radością umarły, gdyby książę zawsze nas widział przy tobie!". Bóg w niebie usłyszał ich wołania, zszedł do nich i powiedział: "Wasze prośby będą spełnione. Zamienię was w kwiaty. Ty, piękna księżniczko, w płaszcz biały odziana, każdego dnia będziesz witać swojego ukochanego, wychodząc mu naprzeciw. Wy natomiast – zwrócił się do dworek – będziecie stać przy drodze w błękit ubrane, tak że książę będzie musiał na was patrzyć!" Jak Bóg powiedział, tak zrobił. Księżniczka i jej dworki zostały zamienione w cykorie.

O MAŁŻEŃSTWIE I CZAROWNICY

W pewnym małym miasteczku niedaleko lasu, żyli ze sobą mąż i żona. Wszyscy w okolicy stawiali ich za wzór małżeństwa. Nigdy się nie kłócili, zawsze byli ze sobą w zgodzie. Mąż codziennie wychodził do pracy wcześnie rano, a żona zajmowała się domem i poletkiem.

Pewnego razu męża wracającego z pracy zaczepiła nieznajoma staruszka, mówiąc:
- Oj ty nieszczęśliwy!
Mąż zdziwił się wielce, bo nie miał żadnych zmartwień.
- Dlaczego tak mówisz, babuleńko?
- Żona ciebie zdradza! Sama widziałam to na własne oczy!
Mąż zrazu nie chciał jej wierzyć.
- Udowodnij, że tak jest. Znam swoją żonę i to najczcigodniejsza kobieta, jaką znam.
- Oj, zdziwisz się, zdziwisz wielce i to złamie ci serce... Idź do domu i nie daj po sobie poznać niczego. Jutro w czasie południa przyjdź tutaj na dróżkę, będę czekać schowana w bzie!
Mąż zgodził się niechętnie, nie ufając jej do końca.

Następnego dnia mąż, zamiast zjeść posiłek w pracy, pobiegł na wyznaczone miejsce. W bzie siedziała staruszka.
Schowaj się i patrz!

Mąż wpatrywał się w swój dom tak pilnie, że nie zauważył, gdy staruszka wyrzuciła z kieszeni kamyczek. Gdy to zrobiła, zaczął krakać kruk. Za sprawą czarów, żona w domu nie słyszała krakania, lecz głos męża, który wołał "Kochanie, już idę! Wyjdź mi na spotkanie!". Posłuszna żona wyszła przed dom, wyszła na dróżkę, lecz nikogo nie widziała. I znowu staruszka upuściła z kieszeni kamyczek. Zaczęły szumieć bzy, w których siedział mąż. On jednak nie słyszał wiatru, lecz głos żony, nawołujący "Kochanku! Kochanku! Przyjdź już do mnie, męża nie ma w domu!". W końcu żona wróciła do domu, sądząc że przesłyszała się, a mąż wyszedł z krzaków.
- Jeżeli dalej nie wierzysz, to przyjdź jutro! Tylko nie daj po sobie poznać czego!

Następnego dnia wszystko znów się powtórzyło. Staruszka niepostrzeżenie upuściła kamyczek, żona wyszła przed dom, słysząc głos męża, proszącego o wyjście mu naprzeciw. Gdy spadł drugi kamyk, mąż słyszał głos żony, nawołującej kochanka. Żadne z nich niczego nie mówiło, lecz każde słyszało, za sprawką czarownicy. Mąż dalej nie dowierzał.
- Dalej nie wierzysz? Ach! Przyjdź jutro i przekonaj się, że twoja żona czeka na kochanka!

Trzeciego dnia mąż znów schował się w bzie. I tak jak ostatnio, za sprawką złych czarów usłyszał głos swojej żony, która zapraszała do siebie kochanka. W końcu mąż nie wytrzymał, wyszedł z krzaków, podbiegł do żony i zaczął ją łajać.
To ja ciężko pracuję, a ty kochanków szukasz? Jak śmiesz to robić? Robię dla ciebie wszystko, haruję niczym wół, a ty tak się odpłacasz?
- Co w ciebie wstąpiło mężu? Wołałeś mnie, abym wyszła ci naprzeciw!
- Kochanków spraszasz! Jak możesz robić to za moimi plecami! Ach, ty niedobra kobieto!

Złość przepełniła męża, który uderzył żonę, czego nigdy nie zrobił. Ona wpadła w płacz i zaczęła uciekać dróżką. Zatrzymała się przy bzach i zawołała rzewnym głosem!
- Ach, jam niewinna! Za cóż mnie pokarało? Jak ja chciałabym zniknąć z tego świata!

Siedząca w krzaczyskach czarownica pod nosem zamruczała "Jak sobie życzysz!" i zamieniła żonę w przydrożną cykorię. Mąż, widząc to, zrozumiał że został podstępnie oszukany. Zaślepiony złością, podbiegł do bzów, wziął leżący nieopodal ciężki kamień i zrzucił go wiedźmie na głowę. Gdy to zrobił, padł sam bez życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz