sobota, 7 kwietnia 2018

Życie w życie

Wyjątkowo długo zbierałem siły do napisania jakiegokolwiek tekstu do Manuału Zielarskiego. Pogoda zupełnie nie rozpieszczała: a to piękne słońce zachęcało do wiosennych spacerów, a to smutny deszcz ze śniegiem skłaniał do refleksji przed kubkiem kawy – gdzie tutaj miejsce na wystukanie czegokolwiek? Dopiero teraz, po świątecznym odpoczynku mam energię do zgłębiania kolejnych tajemnic świata roślin leczniczych. Ostatnio w Focusie Historia natrafiłem na tekst o średniowiecznych zatruciach sporyszem. Surowiec odmalowano w dość ciemnych barwach, które zrazu wydają się słuszne i adekwatne do wydarzeń, które nastąpiły w przeszłości. Jednak rozpatrując sporysz pod kątem zielarskim i farmaceutycznym, można skutecznie zdjąć z niego odium tajemniczości i zagrożenia: w życie nie chowa się śmierć, lecz życie! 


Sporysz w literaturze fachowej kryje się pod różnymi łacińskimi nazwami: w Europie znamy go jako Secale cornutum (żyto – Secale, róg – cornu), Anglicy i Amerykanie raczej używają zwrotu Ergota, wywodzącej się z języka starofrancuskiego (argot – ostroga). Określenia Fungus Secalis i Clavus secalinus są dość zamierzchłe i wyszły z użycia już w drugiej połowie XIX wieku. Inna nazwa – Sclerotium Clavicepitis purpureae – kryje w sobie definicję sporyszu: przetrwalnik buławinki czerwonej. Jest to grzyb znany ludzkości od wieków; przyczyniał się do spadku plonu zbóż, jednocześnie powodując, iż uzyskane nasiona stawały się toksyczne dla ludzi oraz zwierząt. Obecnie nie jest żadnym problemem dla rolników, wystarczy odpowiednie oczyszczenie ziarna przeznaczonego na wysiew oraz utrzymywanie pól w dobrym stanie. 

Jak wskazuje sama nazwa łacińska, sporysz winno pozyskiwać się z żytnich kłosów, choć występuje on również na pszenżycie, jęczmieniu, pszenicy i owsie. Nie znam prac, które porównywałyby jakość surowca żytniego i pozyskanego z innych gatunków zbóż. Zapewne chodzi o zwykły pragmatyzm: buławinka czerwona najchętniej atakuje żyto, zatem to z niego zbierzemy najwięcej przetrwalników. Na początku XX wieku baczną uwagę zwracano na pochodzenie surowca. Dostrzegano znaczne różnice jakościowe w zawartości związków czynnych w zależności od kraju, w którym dokonywano zbioru. Ogólny konsensus farmaceutów wskazywał na wysoką wartość sporyszu hiszpańskiego, belgijskiego i austriackiego. Na drugim końcu znajdował się surowiec rosyjski, szwajcarski oraz norweski. Niezależnie od tego, skąd i z jakiej rośliny żywicielskiej pochodzi sporysz, należy jak najszybciej po zebraniu poddać go zabiegom utrwalającym lub przetwórczym. 

Konserwacja sporyszu polega na suszeniu przetrwalników w temperaturze 35-40°C natychmiast po zbiorze. Niekiedy pojawiały się nakazy "wysuszyć nad tlenkiem wapnia", czyli z dodatkowymi substancjami higroskopijnymi, lecz przy dobrze pomyślanym systemie transportu i sprawnych suszarniach, nie ma konieczności stosowania aż tak daleko idących środków. Co innego z przechowywaniem – ochrona od światła i wilgoci jest warunkiem niezbędnym do tego, aby sporysz zachował właściwości terapeutyczne. Wszelkie prace z Secale cornutum wymagają swego rodzaju wdzięcznej delikatności. Surowiec jest delikatny, wrażliwy na uszkodzenia mechaniczne, a w przetworach wykorzystuje się jedynie całe, niepołamane przetrwalniki. Owszem, rozdrabnianie wchodzi w rachubę, ale tylko przed użyciem sporyszu w celu wykonania preparatów leczniczych. 

Surowiec przygotowany poprawnie powinien charakteryzować się delikatnym zapachem, przypominającym wysuszone leśne grzyby oraz słodko-tłustym smakiem, który po pewnym czasie wywołuje uczucie drapania w gardle. Kategorycznie wzbronione jest użycie surowca, który po zalaniu gorącą wodą wydziela aromat ryb, zjełczałego oleju lub amoniaku – wskazuje to na niską jakość przetrwalników. Wspomniałem o "tłustym" posmaku – być może niektórzy nie wiedzą, że surowiec jest bogaty w tłuszcz i może zawierać go nawet do 40%. Dlatego wszystkie przetwory farmaceutyczne należy wykonywać z surowca pozbawionego związków oleistych – chyba że przepis mówi o innej procedurze. 

Odtłuszczanie sporyszu wiąże się z użyciem perkolatora oraz eteru naftowego. Wysuszony sporysz proszkowano i przesiewano przez sito o odpowiedniej wielkości oczek. Materiał przenoszono do perkolatora i wytrawiano rozpuszczalnikiem do osiągnięcia momentu, w którym 5 ml perkolatu nie dawało pozostałości o zauważalnej masie (wiem, to mocno nieostre!). Sporysz wyciskano, eter odpędzano w temperaturze niższej niż 40°C. Znów proszkowano, przesiewano i zamykano w bardzo szczelnym naczyniu. Farmakopea Polska III przyjęła przelicznik 2:3 – dwie części tak przygotowanego surowca to trzy części sporyszu nieodtłuszczonego. 

Farmacja zna wiele preparatów galenowych wykonywanych ze sporyszu. Oczywiście czasy ich świetności i popularności dawno minęły, ale warto je znać nawet dla czystej formalności. Być może kiedyś wiedza może się przydać! 

W Wielkiej Brytanii produkowano Extractum Ergotae. Do zamykanego naczynia odważano 100 części sproszkowanego sporyszu i 50 części etanolu 60°. Po upływie przepisanego czasu zawartość pojemnika przenoszono do perkolatora i ekstrahowano większą ilością wspomnianego alkoholu. Perkolat odparowywano do 25 części, które rozcieńczano taką samą ilością wody. Roztwór odstawiano do ochłodzenia. Do przefiltrowanego płynu dodawano 4,7 części rozcieńczonego kwasu solnego i znów odstawiano – tym razem na 24 godziny. Po ponownym przefiltrowaniu rozpuszczano w nim 2 części węglanu sodu i odparowywano go do konsystencji dość gęstego ekstraktu. 

W Polsce FP II i III podawały znacznie różniące się receptury na ekstrakty sporyszowe. Przepisy przedwojenne były znacznie łatwiejsze w przygotowaniu, ale trudno orzec, czy niosły ze sobą taką samą skuteczność leczniczą. Extractum Secalis cornuti z FP II opierał się na czterech składnikach: sporyszu, rozcieńczonym kwasie octowym, spirytusie i wodzie. 100 części grubo (i świeżo!) sproszkowanego sporyszu zwilżano 3 częściami kwasu i 40 cm3 mieszaniny równych części alkoholu oraz wody (A+W). Po 6 godzinach przenoszono surowiec do perkolatora i znów dodawano A+W, odstawiano na 48 godzin. Sporysz wytrawiano całkowicie; z uzyskanego płynu wyciągowego odpędzano spirytus i wodę do uzyskania gęstego wyciągu. Extr. Secalis cornuti powinien mieć barwę czerwonobrunatną i dawać roztwór mętny. Wartość użytkowa winna być sprawdzana co trzy miesiące. Dawkę dobową wyznaczono na 1,5 g ekstraktu. 

Farmakopealny ekstrakt suchy (FP III – Extractum Secalis cornutis siccum) jest dość podobny pod względem użytego sprzętu i czynności. 100 części nieodtłuszczonego sporyszu umieszczano w perkolatorze i zalewano powoli eterem naftowym do momentu, gdy warstwa ekstrahenta nad surowcem wysokość 1 cm. Po upływie doby rozpoczynano ekstrakcję i kończono ją w momencie, gdy 5 ml wycieku pozostawiało po odparowaniu ledwie widoczne ślady. Surowiec wyciskano, suszono w temperaturze nie wyższej niż 40°C i znów zwilżano – tym razem 40 częściami mieszaniny etanolu 95°, wody oraz kwasu winowego (460:540:0,4). Wytrawiano w perkolatorze roztworem alkoholu i wody. Ekstrakt odparowywano pod zmniejszonym ciśnieniem, pod koniec przerywano proces, aby dodać 15 części sacharozy, po czym kontynuowano aż do uzyskania wyciągu suchego. Ilość cukru można swobodne regulować, wpływając tym samym za stężenie ekstraktu – powinien mieć od 0,085% do 0,115% alkaloidów w przeliczeniu na ergotaminę. Proszek jest czerwonobrunatny, o słodko-kwaśno-gorzkim smaku, rozcieńczony w wodzie daje mętny roztwór. Preparat należy przechowywać w eksykatorze; dawkę dobową podobnie jak w powyższej recepturze wyznaczono na 1,5 g. 

Ekstrakty znajdowały się w naprawdę rozmaitych lekach, warto wspomnieć choćby o pigułkach 'wstrzymujących krew', stworzonych z wyciągu sporyszowego, lulkowego, sproszkowanej naparstnicy oraz siarczanu chininy. Całkiem chętnie ekstrakty wstrzykiwano – Injectio Ergotae hypodermica składał się z oczywistego składnika czynnego, kwasu karbolowego oraz wody destylowanej; Injectio Secalis cornuti subcutanaea był niczym innym, niż wyciągiem roztworzonym w spirytusie i glicerynie. 

W sporyszu jako najważniejszą grupę związków czynnych wyróżnia się alkaloidy zawierające w swojej strukturze układ indolowy, a które są pochodnymi kwasu lizergowego. Osoby znające temat wiedzą, że stąd już niedaleko do wyjątkowo ciekawej substancji, jaką jest LSD. Analizując budowę i właściwości alkaloidów sporyszu, można podzielić je na dwie grupy: niskocząsteczkowe oraz wysokocząsteczkowe. Te pierwsze zawierają w sobie aminoalkohole, charakteryzują się dość dobrą rozpuszczalnością w wodzie i wykazują tak cenione działanie kurczące mięśnie gładkie, przez co oddziałują na naczynia krwionośne i podnoszą ciśnienie tętnicze krwi. Dlatego preparaty sporyszowe podawano kobietom po usunięciu płodu (naturalnym lub sztucznym) oraz w czasie porodu, co powodowało zatrzymanie niepożądanych, nadmiernych krwawień. Alkaloidy wysokocząsteczkowe związane są z układami aminokwasów, znacznie trudniej rozpuszczają się w wodzie i wpływają depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy, wykazując jednocześnie podobne działanie na mięśnie gładkie, co alkaloidy niskocząsteczkowe. Koncentrowano się możliwości wykorzystania przedstawicieli tej podgrupy do terapii naczyniowych bólów głowy, co zresztą zakończyło się sukcesem wdrożeniowym ergotaminy – związku taniego jak barszcz, który jest w użyciu przy terapii migreny i bólów klasterowych. 

Z pewnością plusy sporyszu są duże: możliwość wykorzystania preparatów (choć obecnie mówimy o wyizolowanych alkaloidach) w położnictwie i neurologii powoduje, iż dysponujemy dobrym, kryzysowym źródłem leków na poważne dolegliwości zdrowotne. Nie możemy jednak pomijać minusów, wszak Secale cornutum jest surowcem o bardzo dużej sile, który zbierał duże żniwo wśród ubogich warstw ludności – w 996 r. mąka zanieczyszczona przetrwalnikami spowodowała śmierć ponad 40 tysięcy osób. Nie bez powodu ukuto termin 'ergotyzm', będących zbiorem objawów cechujących zatrucie alkaloidami sporyszu. Na początku występują nudności, wymioty oraz zawroty głowy. Dostrzegalna jest bladość skóry, znaczne osłabienie, spowolnienie pulsu. Choroba w stanie zaawansowanym wiązała się z paraliżem kończyn, drgawkami, gangreną uszu, nosa oraz palców, w końcu dochodziło do utraty przytomności i zatrzymania akcji serca. Ktoś może zakrzyknąć – ależ to niebezpieczny surowiec! Według mnie nie jest on groźniejszy niż naparstnica czy konwalia. Brak zdrowego rozsądku jest groźniejszy od najsilniejszej toksyny!

Spodobał Ci się mój wpis? Polub mój fanpage i bądź na bieżąco!
Chcesz mi pomóc? Skomentuj wpis, udostępnij go w mediach społecznościowych!
Możesz również wpłacić datek na blog poprzez widget Zrzutki. Dziękuję za Wasze wsparcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz