sobota, 14 kwietnia 2018

Chloroform i morfina, czyli o XIX-wiecznych lekach na kaszel

Bardzo lubię rozwiązywać zagadki, choć nie nazwałbym tego swoim hobby. Pewną szczególną radość przynosi mi łamanie zapisanych sto lat temu myśli, zdań oraz przepisów. Fakt, muszę zdrowo namęczyć się, aby dojść do sensownych wyników, ale uzyskanie czegoś, co można nazwać "wynikiem ostatecznym" jest niezwykle satysfakcjonujące. Poniższy tekst to piękny (dla mnie) przykład rozwikłania ciekawej receptury na syrop "One Night", który w internecie robi pewną furorę ze względu na szokujący w obecnych czasach skład. Jak dużo związków czynnych mieściło się w porcji preparatu i czy ten lek w ogóle działał? Mam nadzieję, że próba odpowiedzi na te pytania spodoba się Wam tak bardzo, iż wyniesiecie z tej lektury garść pożytecznych i wartościowych informacji.

Serdecznie dziękuję dr n. med. Justynie M. za podrzucenie grafiki i zainspirowanie do napisania niniejszego tekstu.


Wszyscy gramy takimi kartami, jakie nam dano do ręki. Oznacza to, iż musimy podporządkować się regułom epoki i korzystać z tego, co jest nam dobrze znane i dostępne. Z perspektywy XXI wieku jest niezwykle łatwo tak mówić, skoro apteki są wypełnione po brzegi substancjami o łami-językowych nazwach, a laboratoria syntetyzują pełną parą kolejne użyteczne molekuły. Dwieście lat temu pula silnych związków czynnych była niepomiernie mniejsza, przez co skupiano się na efektywnym wykorzystaniu opisanych, dobrze znanych surowców roślinnych oraz związków chemicznych.


Popatrzmy na etykietę syropu na kaszel "One Night". Styl przypomina końcowe lata XIX wieku (ewentualnie samiutki początek XX w.) i jest to prawdopodobnie pierwsza jej wersja. Kolejne znane mi opakowanie jest mniej ozdobne, choć pojawia się informacja o roku 1914. Oznacza to, iż produkt przetrwał na rynku dobre kilka-kilkanaście lat – i to bez zmiany składu! Lek produkowała firma 'Kohler Manufacturing CO.' z Baltimore, co jest wielce użyteczną wskazówką, niezbędną przy późniejszej interpretacji.

Receptura dosłownie brzmi tak:

Każda uncja zawiera:
alkohol (mniej niż 1%) - 4¼ m
konopie indyjskie, płynny ekstrakt - 4½ m
chloroform – 2 1/5m
siarczan morfiny – 1/8 gr
Umiejętnie połączone z wieloma innymi składnikami.

Zdjęcie butelki z lat 20. pozwala na odczytanie dawkowania:

Pół łyżeczki do herbaty trzy razy dziennie. Dla dzieci w wieku 5 lat – 15 kropli; dla dzieci mających rok – 5 kropli. W ciężkich przypadkach podać podwójną dawkę.

Rozbiór zacznę od alkoholu. Nie należy przywiązywać do niego jakiegoś istotnego znaczenia terapeutycznego. Ekstrakt z Cannabis indica siłą rzeczy był wykonywany na spirytusie; chloroform również zawierał nieznaczny procent etanolu, co wynikało ze sposobu produkcji. Czy aby na pewno było go mniej niż 1% w uncji? 

"Each ounce contains" – zwrot ten jest według mnie niespecjalnie precyzyjny. Zwłaszcza gdy na butelce nie ma oznaczeń co do masy lub objętości całego preparatu. Najlogiczniej założyć, iż w tym przypadku mowa o uncji wagowej, wynoszącej 31,1 g. Oczywiście można rozważyć, iż mowa o uncji płynnej (fluidounce) wynoszącej 29,568 ml, ale zawsze dopisywano "fluid" w celu odróżnienia miary płynów od ciał stałych. 

Alkoholu w uncji jest 4 i ¼ m. Litera 'm' oznacza, iż mowa o jednostce zwanej 'minimem', która jest jeszcze mniejsza od naszego mililitra. Jeden mililitr (ml) to 16 minimów (m), zatem z prostych rachunków wychodzi, iż cztery i ćwierć minima to 0,265 ml, co po dalszym przeliczeniu daje nam 0,21 g. Istotnie, alkoholu jest znacznie mniej, niż zasygnalizowany 1%!

Konopie indyjskie pod względem terapeutycznym to strasznie ciekawy surowiec. W 1905 roku zachwycano się ich właściwościami: farmaceuci oraz lekarze zauważyli, iż już niewielka dawka jest zdolna do wyzwolenia bardzo silnej reakcji organizmu, choć nie odnotowali, aby ktokolwiek przez nie umarł. O ile dobrze się orientuję, to dziś statystyki są nieco inne, choć dalej nie ma mowy o śmiertelnym żniwie w wykonaniu marihuany. Badaczy fascynowała podatność pacjentów na tę samą porcję preparatu – jedni byli kompletnie niewzruszeni, natomiast drudzy wpadali w stan przypominający upojenie alkoholowe, stawali się ckliwi, niepomiernie weseli lub bardzo wojowniczy. 

Pomimo całkiem przyjemnych (dla niektórych) efektów, przetwory z konopi były całkiem poważnym lekiem sedatywnym, stosowanym przy męczącym, uporczywym kaszlu. Stroniono od surowca tylko przy zapaleniu oskrzeli, gdyż istniało pewne ryzyko zbyt depresyjnego wpływu na funkcje organizmu, co przy tym stanie niosło ogólne zagrożenie dla pacjenta. Nic dziwnego, w końcu do wyprodukowania 500 ml płynnego ekstraktu, zużywano pół kilograma suszu. Jednorazowo podawano od 1 (0,0625 ml) do 10 minimów (0,625 ml) ekstraktu; przeważnie ordynowano połowę – czyli ok. 0,3 ml. 

"One Night" zawiera w jednej uncji 4 i ½ minima płynnego ekstraktu, co równa się 0,28 ml. Czyli w całych 31 gramach leku mieści się jednorazowa dawka przetworu! Jest to ilość niezwykle mała. Różnica uwidacznia się bardziej, gdy przeliczymy standardową dawkę pół łyżeczki do herbaty (cała = 6 g) – w tych trzech gramach znajduje się zaledwie 0,027 ml płynnego wyciągu! Czy wciąż jesteście zdziwieni?

Obecność chloroformu w syropie może niepokoić. Obecnie utożsamiamy go raczej z rozpuszczalnikiem albo podstępną chusteczką, która skropiona tym bezbarwnym płynem zamienia się w narzędzie porwania, a może i zbrodni. Wbrew pozorom anestezja chloroformem nie przychodzi tak łatwo – inhalacja trwa, a stężenie musi osiągnąć określoną wartość. William Whitla (1884 r.) wyróżniał trzy fazy przechodzenia w stan znieczulenia.

Pierwsza (wstępna) przypominała zatrucie alkoholem: skołowanie, zamęt myśli, przekrwienie oczu i twarzy, szumy w głowie, rozradowanie, bezpodstawna ekscytacja, sporadyczny kaszel, uczucie duszenia bądź dławienia. Druga (faza "szarpania") objawiała się pobudzeniem psychofizycznym – mogło dojść do jakichś prób "wyrwania się" z tego stanu poprzez ruszanie kończynami; zdolność odczuwania była znacznie zmniejszona. Przejście do fazy trzeciej (właściwej) zwykle było gładkie i niedostrzegalne. Mięśnie nagle się relaksowały, organizm przestał odpowiadać na bodźce, niemal całkowite wyłączenie funkcji życiowych. Uczciwie trzeba dodać, iż co 3.000. przypadek anestezji chlorofomem, kończył się zupełnie nieszczęśliwym kompletnym wygaszeniem wszystkich funkcji. Gdy było to możliwe, korzystano z eteru, który powodował zgody pięciokrotnie rzadziej. Potem opracowano mieszankę A.C.E – aether (eter) + chloroform + etanol - która podobno była jeszcze bezpieczniejsza. 

Rozcieńczony chloroform zażywano wewnętrznie: jeden minim (0,0625 ml) szybko i skutecznie łagodził mdłości wywołane chorobą lokomocyjną, zatrzymywał wymioty oraz poprawiał pracę układu pokarmowego. Znosił kolki, odruch kaszlu i czkawkę, ponadto wspomagał zasypianie i zmniejszał odczuwanie bólu. Według Whitla efekt sedacji był zależny od zażytej wewnętrznie dawki substancji: małe działały delikatnie, po 10-20 minimach (0,625-1,25 ml) człowiek zachowywał się jak w stanie narkotycznym. Większe ilości działały toksycznie na organizm ludzki. 

Literatura podawała różne metody dawkowania rozcieńczonego chloroformu – zwykle jednorazowo polecano do 10 minimów (0,625 ml). Jedna uncja "One Night" zawiera 2 i 1/5 minima tej substancji, czyli 0,1375 ml. Jest to naprawdę niewiele, a przecież porcja syropu zawierała go jeszcze mniej! Czy wciąż jesteście zdziwieni? Chloroform w lekach na kaszel to naprawdę nie jest odległa przeszłość: w Hong Kongu był składnikiem kilku aptecznych preparatów do 1998 roku!

W końcu nadszedł czas na gwiazdę wieczoru, która dla wielu jest jeszcze groźniejsza od szklanki chloroformu na śniadanie: morfinę. Jest to oczywiście alkaloid występujący w opium, czyli wysuszonym soku mlecznym niedojrzałych makówek Papaver somniferum. Sertürner wyizolował tę substancję w 1804 roku, co zaowocowało pojawieniem się w późniejszych farmakopeach całej gamy soli. Do tej pory używa się siarczanu morfiny, który jest dokładnie tym samym związkiem co w syropie "One Night". 

Siarczan morfiny wykazuje bardzo silne działanie przeciwbólowe oraz przeciwkaszlowe, przy czym oddziaływanie na ośrodek kaszlowy w rdzeniu przedłużonym wymaga mniejszej dawki, niż do łagodzenia bólu. Skuteczność nie podlega żadnej wątpliwości, skoro w medycynie paliatywnej morfina jest wykorzystywania do zmniejszania duszności oraz zatrzymywania napadów męczącego, bolesnego kaszlu. 

Dawki z początku XX wieku i obecne nie różnią się zanadto. Wówczas zalecano jednorazowo 1/8 – 1/4 grana (75-150 mg), dzisiaj mówimy o dobowych dawkach 200-300 mg, w poważniejszych przypadkach nawet 500-1000 mg. W uncji syropu znajduje się 1/8 gr soli, czyli jedna ósma grana, co równa się 75 mg siarczanu morfiny. W dawce jednorazowej będzie to jakieś 7-8 mg. Trudno mi orzec, czy taka ilość wpłynie na ośrodek kaszlu, jednakże samo zastosowanie tej substancji niewątpliwie jest zasadne. Czy wciąż jesteście zdziwieni? 

Każdy wymieniony składnik syropu "One Night" ma jakieś znaczenie w terapii kaszlu oraz chorób pokrewnych. Być może te niewielkie ilości substancji czynnych w połączeniu z innymi (niestety nieznanymi) składnikami oraz właściwościami syropu (powleka i łagodzi) naprawdę działają przeciwkaszlowo. Należałoby przekonać się na własnej skórze o skuteczności preparatu, lecz niestety – urodziliśmy się 100 lat za późno...

Spodobał Ci się mój wpis? Polub mój fanpage i bądź na bieżąco!
Chcesz mi pomóc? Skomentuj wpis, udostępnij go w mediach społecznościowych!
Możesz również wpłacić datek na blog poprzez widget Zrzutki. Dziękuję za Wasze wsparcie!

1 komentarz: