sobota, 14 stycznia 2017

Theriaca Mithridatum

Studiując dawne receptury liczące sobie trzysta, czterysta, a nawet tysiąc lat, zawsze uciekam myślami do czasów, w których zostały napisane. Ich autorzy, korzystając z dzieł Hipokratesa, Dioskurydesa czy też Galena, stworzyli przepisy, których geneza tak naprawdę niknie w czasie.

Gdybym przyrządził lek wymieniony w zielniku Stefana Falimirza, byłby on tak naprawdę pomostem między tym, co dzisiejsze a tym, co starożytne, powstałe u zarania cywilizacji. Miałby w sobie pierwiastek czegoś, co mogę nazwać boskością, iskrą stworzenia. Owa nieuchwytna drobina metafizyki i głębokiej religijności, przewijała się u egipskich kapłanów, greckich medyków, rzymskich lekarzy i średniowiecznych aptekarzy sprawiając, że ten lek nie byłby tylko odpowiednio przyrządzoną mieszaniną ziół, ale i namacalnym źródłem nadziei pochodzącej nie od człowieka, ale od istoty wyższej. Zadaniem tego leku, nie byłoby tylko leczenie ciała - sfery przyziemnej, materialnej, ale również stanie się medium, łącznikiem pomiędzy boską siłą a zwykłym człowiekiem, śmiertelnikiem w potrzebie. Dziś nie odczujemy niczego podobnego. Wszystko stało się uproszczone i zdehumanizowane. Nie poczujemy kompletnie niczego do suplementu diety na wzdęcia. Definitywnie odrzucono aspekt psychologiczny, ignorując w ten sposób ludzki mózg – potężną siłę, której tak naprawdę nie znamy.

Wspomniana drobina metafizyki potrafiła przybierać różne formy. Mogła być szeptem zamawiania lub głośną modlitwą. Dyskretnym znakiem kreślonym w powietrzu, postawionym horoskopem. Najczęściej była myślą, niewyrażonym pragnieniem, kierowanym do siły wyższej. Drobna rzecz wyrażona w leku, która schorowanemu pacjentowi, dawała to, co w tej chwili było dla niego najważniejsze – szansę.

Muszę odejść teraz od tego tematu, aby rozpocząć inny wątek, który jest bezpośrednio związany z dzisiejszymi rozważaniami.

Venenum. Jad, trucizna. Podstępne i straszliwe narzędzie w rękach morderców. Odbiera życie szybko i bezboleśnie lub wolno i w męczarniach. Ludzie od zawsze bali się zejścia z jej powodu, co szczególnie dobrze widać po pewnej osobie, od której to wszystko się zaczęło.

Mitrydates VI Eupator, król Pontu. Budowniczy oraz wojownik-awanturnik. Zalazł wielu osobom za skórę, a w tamtych czasach takie problemy rozwiązywano... definitywnie. Król mimo wielkiej odwagi cywilnej (któż śmiałby zadzierać z Rzymianami?), bał się otrucia przez swoich wrogów. Dzięki eksperymentom przeprowadzonych na jeńcach i więźniach, doszedł do wniosku, że każda trucizna ma swoją odtrutkę. Połączenie wszystkich odtrutek spowodowałoby wytworzenie uniwersalnego antidotum, którego zażywanie ochroniłoby organizm ludzki przed zgubnym działaniem toksyn. Tak powstała Theriaca Mithridatum.

Theriaca jest słowem greckim, oznaczającym dziką bestię, zwierzę. Przed Mitrydatesem theriaca były znane, lecz ich zakres działania był o wiele mniejszy - miały być antidotami na działanie trucizn zwierzęcych, głównie węży. Król Pontu poszerzył spektrum działania – oprócz jadów, miały chronić przed truciznami roślinnymi, mineralnymi oraz pochodzącymi z jedzenia. Mitrydates zażywał swój wynalazek codziennie w niewielkich ilościach, co prawdopodobnie spowodowało wytworzenie tolerancji na działanie niektórych szkodliwych substancji. Przyczyniło się to jednak do niezbyt szlachetnego zakończenia życia – chcąc popełnić samobójstwo, wypił truciznę, która nie zadziałała, przez co musiał otworzyć żyły i umrzeć przez wykrwawienie. Nie wiemy, co zażył król, mogę jednak postawić daleko idącą tezę, że nie był to efekt działania Theriaca Mithridatum a problemów z dawką i jakością trucizny.

Plotka o przyczynach śmierci Mitrydatesa zrobiła swoje, co spowodowało gwałtowne zainteresowanie wielu osób (głównie Rzymian) zagrożonych nagłym odejściem, chcącym nabyć Theriaca Mithridatum i w efekcie zabezpieczyć swoje życie przynajmniej w niewielkim stopniu. Prawa rynku są jednak nieubłagane - każdy produkt przechodzi przez fazę ulepszeń. Osobisty lekarz cesarza Nerona – Andromachus Starszy, przeanalizował recepturę Mitrydatesa i uczynił kilka poprawek. Część składników wyrzucił, dodał kilka nowych (np. suszone mięso żmii), zwiększył ilość opium – w ten sposób powstała Theriaca Andromachii, podobno chętnie zażywana przez Marka Aureliusza i jego następców.

Nie jest znana prawdziwa, pełna receptura na Theriaca Mithridatum. Celsus wspomina recepturze złożonej z 36 składników, natomiast Pliniusz o 54 składnikach. Przedstawię przepis taki, jaki został podany w Suplemencie Grey'a, a który pochodzi z kolei z Farmakopei Londyńskiej z 1746 roku. Theriaca Mithridatum w tym wydaniu składa się z 41 składników. Nie będę tłumaczył łacińskich zwrotów na język polski, wystarczająco trudne okazało się przełożenie angielskiego na łacinę oraz identyfikacja surowców. Jeden składnik jest wyjątkowo zaskakujący – Ventrium scincorum czyli brzuszki jaszczurek z rodzaju Scincidae. Surowce przedzielone ukośnikiem, można stosować zamiennie w przypadku braku jednego bądź drugiego.



Rozpuść opium w niewielkiej ilości wina. Zmieszaj z miodem (weź go trzy razy tyle, ile wynosi waga surowców), podgrzej, niech zacznie wrzeć. Dodaj gumy i żywice, niechaj to wszystko się topi. Gdy zostanie to uczynione, zdejmij z ognia, ochłodź, następnie dodaj resztę ingrediencji startych na proch. Uczyń z tego konfekt.

Co wspólnego ma ten przepis z wcześniejszymi rozważaniami? Z Theriaca Mithridaum przebija coś metafizycznego, nieziemskiego - wyzwanie rzucone śmierci w najgorszym wydaniu, śmierci nagłej i niegodziwej. Uczyń, zażyj a będziesz [choć trochę] nieśmiertelny.


2 komentarze:

  1. Ciekawa historia i fajnie poprowadzona opowieść. Przeczytałem z ogromną przyjemnością i dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń