niedziela, 6 listopada 2016

Szczwół plamisty w fitoterapii

Pod wieżą czarownic,
gdzie ciemiernik i szczwół wydają się wić
wokół posępnej krypty z melancholijną altaną,
gdzie duchy spędzają godzinę czarów...”

Thomas Campbell (1777-1844)

Szczwół plamisty (Conium maculatum) jest jedną z najniebezpieczniejszych roślin rosnących w Polsce. Ze względu na przynależenie do rodziny Apiaceae, wykazuje liczne podobieństwa (niestety, śmiertelne) do marchwi zwyczajnej, pasternaku, pietruszki czy też trybuli. W dzisiejszej fitoterapii szczwół plamisty nie jest używany... Może inaczej. Można go używać bez przeszkód, ale do tego trzeba być niezwykle wytrawnym fitoterapeutą z wysokim ubezpieczeniem.
 
Kiedy zniknął szczwół plamisty z fitoterapii? Był rzadko używany do chwili wybuchu I wojny światowej – już wtedy był uważany za wysoce niepewny surowiec farmaceutyczny. Ale cenna koniina była pod lupą przemysłu farmaceutycznego. W Niemczech w latach 80. w podręcznikach dla aptekarzy wciąż były informacje o produkcji, dawkowaniu i zastosowaniu dwóch leków opartych na koniinie – chlorowodorku i bromowodorku koniiny, z czego chętniej używano chlorowodorku. Ekstrakcja alkaloidów i późniejsza produkcja tego leku jest banalnie prosta i można ją wykonać w każdym laboratorium. Jest to temat na zupełnie inną notatkę – dzisiejsza traktuje o surowcach zielarskich pochodzących ze szczwołu plamistego, czyli o zielu i owocu.

Ponieważ szczwół nie jest uprawiany, liść (oraz owoc) można pozyskiwać wyłącznie ze stanu naturalnego. Zbiór liści wraz z łodyżkami zbiera się w czasie formowania owoców. Suszy się je w przewiewnym miejscu w cieniu lub w suszarni w temperaturze do 45-50°C. Owoce zbiera się niedojrzałe. Jest to podyktowane pewnymi istotnymi względami, o których zaraz powiem.

Świeże liście szczwołu są trójdzielne, gładkie, wyrastające z gładkiej łodygi z ciemnobrunatnymi plamami. Suszone mają jasnozielony kolor i charakterystyczny zapach. Roztarte z zasadą wydzielają intensywny, mysi zapach. Owoc jest szerokojajowaty, niemal okrągły, z pięcioma pofałdowanymi lub karbowanymi żebrami. Wydziela słaby zapach oraz posiada lekko gorzki smak.

W świeżych liściach szczwołu znajduje się około 2% alkaloidów. Oczywiście w tej grupie dominuje koniina, która jednak źle toleruje na temperaturę. Po wysuszeniu, w liściach jest jej jedynie 0,7%. Lekarze bardzo niechętnie stosowali ten surowiec – nie mieli do niego zaufania. Ilość alkaloidów potrafiła się bardzo gwałtownie zmieniać – surowiec który był świeżo wysuszony w odpowiednich warunkach, potrafił zawierać jedynie ich śladowe ilości. O wiele pewniejszy był niedojrzały owoc szczwołu, który figurował w Farmakopei Brytyjskiej do 1898 roku. Obfitował w koniinę, która wahała się w okolicach 3%. Owoc dojrzały zawierał jej znacznie mniej.

Lekarze stosowali szczwół bardzo oszczędnie. Maksymalna dawka jednorazowa została wyznaczona na 0,3 g, dobowa na 1,5 g. Owoc z oczywistych przyczyn miał mniejsze dawki – odpowiednio 0,2 g i 1,0 g (dawkowanie z roku 1938).

Na co go stosowano? Zalecenia dla aptekarzy i lekarzy z 1938 roku, wspominają o używaniu go przy astmie, krztuścu i nerwobólach. Historia tego ziela pokazuje jednak, że próbowano stosować go przy wrzodach z cuchnącą wydzieliną – podobno wrzody nie powiększały się a ból malał. Prowadziło to do koncepcji działania przeciwzapalnego szczwołu. Próbowano z różnym skutkiem leczenia nim skrofułów, raka, przewlekłych chorób skórnych, kokluszu, tężca. Wyszedł jednak z użycia i to nie na skutek braku efektów. Po prostu źle trafił czasowo – druga połowa XIX wieku to czas, gdy zachłyśnięto się fitochemią, a obiektów badań było tyle, że nie nadążano z wydawaniem książek opisujących właściwości lecznicze surowców roślinnych. Za to z satysfakcją odnotowywano przypadki przedawkowania szczwołu.

Opisano kilkanaście przypadków spożycia korzenia szczwołu wskutek pomylenia go z korzeniem pasternaku i pietruszki. Jedną z najbardziej wstrząsających pomyłek (i najciekawszych) jest historia dwóch księży. Spożyli oni szczwół, zapewne w jakiejś potrawce na obiad lub na kolację. Według relacji naocznych świadków wpadli oni w agresywny szał, zakończony próbą utopienia się w jeziorze. Przez trzy lata cierpieli na ogromne bóle ciała oraz częściowy paraliż. Znana jest również historia pewnego plantatora winorośli, który również spożył korzeń Conium, przez co wpadł w szaleństwo i obłąkanie. Pewna stara kobieta po zjedzeniu korzenia szczwołu przez trzy miesiące cierpiała na bóle brzucha i drgawki kończyn. W innym przypadku wystąpił szczękościsk, w dwóch innych – śpiączka, zawroty głowy i drgawki.

Przedawkowanie szczwołu wywołuje ogólny paraliż, opad szczęki, mimowolny ślinotok, niekontrolowane oddanie moczu oraz kału. Każda praca mięśni jest okupiona bólem i ogromną utratą sił. Osoba ta trwa około godziny w takim stanie, nie mogąc się ruszyć, lecz zachowuje pełną sprawność umysłową. Nieco inaczej wygląda przedawkowanie koniiny. Najpierw pojawia się miejscowe podrażnienie jamy ustnej oraz pewnego rodzaju podniecenie. Szybko pojawiają się kolejne objawy, które „przytłaczają”. Szybko rozprzestrzeniające się porażenie mięśni klatki piersiowej oraz brzucha i przepony, prowadzące do śmierci przez uduszenie. Często występują (choć nie zawsze) konwulsyjne drgawki, silne skurcze kończyn. Co ciekawe – zmysły działają bez zarzutu a człowiek jest w pełni świadomy.

Niech historie tych nieszczęśników będą dla Was przestrogą! 

2 komentarze:

  1. Bartłomieju
    Skoro zadałeś sobie tyle trudu by odkurzyć stare annały o Pietraszniku zerknij zatem do obecnych publikacji na temat tego zioła.
    http://rozanski.li/1922/conium-maculatum-l-i-coniinum-w-dawnej-medycynie/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, doktor R. nie jest dla mnie wyrocznią ani objawieniem zielarskim.

      Usuń