wtorek, 6 lutego 2018

Zioła i ciąża (cz. 1)

Jeżeli miałbym wskazać najtrudniejszy dział fitoterapii, bez wahania wybrałbym zagadnienia okresu ciąży i karmienia piersią. W zasadzie jest to błądzenie we mgle: niewiele latarni (bezspornych badań i ustaleń) rozświetla nam drogę, a zejście z wyznaczonej ścieżki może przynieść tragiczne konsekwencje. Owszem, nawet w słoneczny dzień czyha na nas niebezpieczeństwo – wszak potknąć się o wystający kamień nietrudno, ale w tym szczególnym dla kobiet czasie, ryzyko zwiększa się niepomiernie.


Przyczyny można wyliczać bez końca: zmieniona gospodarka hormonalna, stres, samopoczucie... to wszystko ma ogromny wpływ na terapię. Organizm kobiecy staje się niebywale czuły; znajduje się w kruchej równowadze, której w żaden sposób nie wolno zaburzyć. Jeżeli lekarze i farmaceuci podchodzą do tej sprawy niezwykle poważnie, nie ignorując żadnego potencjalnego czynnika, to fitoterapeuci tym bardziej powinni brać z nich przykład. Naprawdę niewiele roślin leczniczych jest przebadanych pod kątem ciąży i laktacji, ale to nie jest tylko kłopot fitoterapii – leki syntetyczne też borykają się z tym problemem. Biorąc pod uwagę wszystkie kwestie, można postępować dwojako: odradzać ciężarnym jakiekolwiek zioła (oczywiście nie chodzi o herbatę bądź przyprawę do sałatki); bądź na podstawie doniesień naukowych kształtować listę roślin leczniczych dozwolonych, których zastosowanie jest możliwe po uwzględnieniu określonych czynników: odpowiedni stan zdrowia, poprawny przebieg ciąży, przyjmowane leki, zgoda lekarza.

Lista roślin dozwolonych nie jest szczególnie długa – w zależności od pojawienia się "czegoś nowego" skraca się lub wydłuża, raczej nie przekraczając granicy 30-40 gatunków. Nie oznacza to, że cała reszta ma poważne skutki uboczne, przez co jest niebezpieczna dla kobiet w ciąży. Istotne, pewna grupa roślin jest niedozwolona i zakazana, ale co do pozostałych to przyjęło się, iż skoro nie ma twardych faktów, to lepiej dmuchać na zimne – kto będzie odpowiadał, jeżeli wydarzy się coś złego? Pisząc te słowa, zdałem sobie sprawę, że reprezentuję bardzo zachowawczą gałąź fitoterapii – zapewne radykalnie inną niż powszechnie przyjęta w Polsce. No ale przynajmniej sumienie mam czyste. 

Mając na względzie długość tekstu oraz charakter Manuału Zielarskiego, poniżej opisuję 10 surowców. Starałem się dobrać gatunki pod względem rozpowszechnienia, użyteczności oraz wiarygodnej bibliografii. 

Bulbus Allii sativi – cebula czosnku pospolitego (Allium sativum L.)

Mam nadzieję, że nie muszę nikogo przekonywać co do korzyści płynących z zażywania czosnku: udowodniono ponad wszelką wątpliwość działanie hipocholesteremiczne (zmniejsza stężenie cholesterolu we krwi), hipotensyjne (obniża ciśnienie krwi) oraz żółciopędne i antybiotyczne. Zaleca się go osobom starszym, jako środek wspomagający leczenie typowych dla tego okresu dolegliwości i chorób.

W 2001 roku przeprowadzono poważne badania nad czosnkiem w kontekście nadciśnienia tętniczego w ciąży (PIH) i wpływu występujących w nim związków na lipidy i płytki krwi. Sto pierworódek (co za okropne słowo) w trzecim trymestrze ciąży podzielono na dwie grupy – jedna dostawała placebo, natomiast druga 800 mg czosnku w tabletkach dziennie. Wprawdzie nie udowodniono wpływu takiej dawki (i formy) na PIH, ale nie zanotowano negatywnego wpływu czosnku na zdrowie. [A] Odnotowano pojedyncze przypadki uczucia nudności i dość często skarżono się na przykry zapach, który w tym szczególnym okresie może być wyjątkowo drażniący. Zresztą czosnek ma tak intensywny aromat, iż zmienia zapach wód płodowych. [B] Jeżeli ktoś ma to na uwadze, to pewnym rozwiązaniem mogą być kapsułki bądź liofilizaty. 

Herba Hyperici – ziele dziurawca zwyczajnego (Hypericum perforatum L.)

Długo wahałem się nad umieszczeniem tego surowca w notce. Pożądane działania farmakologiczne – antydepresyjne (wyciągi olejowe i alkoholowe), przyspieszające gojenie (olejowe) i poprawiające trawienie oraz wspomagające leczenie stanów zapalnych wątroby (wodne) - są nie do przecenienia. Jednakże dowodów na nieszkodliwość surowca nie ma zbyt wiele. Na myszach i szczurach wrażenia nie robi (co jest pewną wskazówką), jednakże w przypadku ludzi opieramy się na relacjach "z drugiej ręki".

W 2009 roku w czasopiśmie Reproductive Toxicology zaczęto dyskusję nad dziurawcem w czasie ciąży – napisano wtedy tak:

Wprawdzie nadal są potrzebne badania na dużą skalę, ale pierwsze analizy dotyczące wpływu Hypericum perforatum na ciążę, dostarczają pewnych dowodów na bezpieczeństwo płodu. [C

Sześć lat tytuł [D] nie był już tak optymistyczny – częstość wad rozwojowych (w sensie deformacji, malformacji) w grupie ciężarnych zażywających dziurawiec była nieco wyższa od spodziewanej (8%, wcześniej szacowano 3-5%), ale to też niczego nie tłumaczy – dlaczego? Bo te 8% trzeba wyliczyć z raptem 38 kobiet – tylko tyle zażywało dziurawiec: wychodzą trzy przypadki. Przy czym nie wysnuto tezy, iż surowiec miał na wady jakikolwiek wpływ.

Rhizoma Zingiberis – kłącze imbiru lekarskiego (Zingiber officinale L.)

Surowiec wykazuje działanie przeciwwirusowe, hipocholesteremiczne oraz przeciwwymiotne. Z oczywistych względów kłącze analizowano pod kątem zastosowania przy terapii nudności podczas ciąży. Przeprowadzono kilka badań, które jednoznacznie dowiodły jego skuteczności w tym zakresie. [E] [F] Do eliminacji mdłości wystarczy 1-1,5 g surowca dziennie (w badaniach podawano go w formie kapsułek bądź syropu; napar pewnie też się nada), co jest relatywnie niewielką dawką. Jednocześnie nie zaobserwowano negatywnych efektów działania związków aktywnych, przez co można uznać imbir za substancję roślinną bezpieczną w okresie ciąży. Zwykle stronię od takich argumentów, ale w tym wypadku chyba zrobię wyjątek. Imbir w Europie jest stosunkowo rzadko używany – inaczej jest w krajach azjatyckich oraz w Australii, gdzie jest częstym składnikiem potraw i napojów. Następuje tam większa ekspozycja na związki występujące w kłączu imbiru, lecz skoro i tam nie odnotowano poważnych zagrożeń związanych z tym surowcem, to tym bardziej sporadyczne dawki na Europejkach wrażenia nie zrobią. 

Semen Hippocastani – nasienie kasztanowca zwyczajnego (Aesculus hippocastanum L.)

Nasienie kasztanowca to typowy surowiec saponinowy – wprawdzie źródła podają różną zawartość procentową tych związków, ale na potrzeby wpisu można przyjąć, iż zwykle jest większa niż 3%. Najważniejszą substancją czynną jest escyna, występująca w kilku formach. Na rynku znajduje się wiele preparatów opartych na wyciągu z nasienia kasztanowca – związki aktywne (saponiny, flawonoidy) uszczelniają i uelastyczniają naczynia krwionośne, działają przeciwagregacyjnie i przeciwzapalnie. Przeważnie są to leki do stosowania zewnętrznego, lecz istnieją również ekstrakty w formie tabletek (w Polsce jest to Venescin). Od lat 70. XX wieku obserwowano ich wpływ na zdrowie ciężarnych oraz późniejszy rozwój dzieci – już wtedy sądzono, że są nieszkodliwe. W 1990 roku niemiecki preparat Venostasin (1 tabletka = 240-290 mg wyciagu = 50 mg escyny) przebadano pod kątem bezpieczeństwa na grupie 52 ciężarnych – lek okazał się bezpieczny, nie spowodował żadnych skutków ubocznych, ani nie miał negatywnego wpływu na zdrowie matki bądź dziecka. W literaturze fitoterapeutycznej preparaty z kasztanowca nie są uznawane za niebezpieczne; dopuszcza się stosowanie ich w formie zewnętrznej, jak i wewnętrznej. 

Folium Rubi idaei – liść maliny właściwej (Rubus idaeus L.)

Właściwości owoców maliny są powszechnie znane, czego nie można powiedzieć o liściach. Inaczej – są one stosowane w pewnych kręgach, lecz wiedza ta nie przebija się do ogólnej świadomości pacjentów. Gdy zapytałem znajomej, na co je stosowała, odpowiedziała "na lepszy poród". I miała rację. Przeprowadzone testy sugerują, iż regularne stosowanie preparatów z liści maliny w ciąży (podczas badań było to 2,4 g/dzień) ułatwia poród – zmniejsza ryzyko komplikacji, które zmusiłyby do zastosowania zabiegu chirurgicznego lub specjalistycznych narzędzi. [G] Nie odnotowano negatywnego wpływu na zdrowie dzieci lub matek, co wskazuje na wysoki poziom bezpieczeństwa surowca. W Stanach Zjednoczonych stosowanie liści maliny jest dość częste: w ankiecie z 1999 roku aż 63% położnych polecało je swoim pacjentkom – tradycja stosowania jest jednym z argumentów "za" w tym przypadku. [H]

Folium Menthae piperitae – liść mięty pieprzowej (Menthae piperitae L.)

Mięta pieprzowa należy do surowców olejkowych. Charakteryzuje się działaniem żółciopędnym, żółciotwórczym, wiatropędnym i przeciwbiegunkowym (garbniki). Oczywiście efektywność działania jest zróżnicowania od zawartości substancji czynnych, a trzeba pamiętać, iż olejki ulatniają się nader łatwo, przez co możliwa jest utrata właściwości terapeutycznych przez surowiec w krótkim odstępie czasowym. 

Ten gatunek mięty jest szeroko używany i powszechnie uważany za bezpieczny – oprócz reakcji alergicznych bądź możliwego przedawkowania olejku miętowego (najważniejszy składnik: mentol), nie przychodzi mi do głowy żadne ryzyko związane z jego stosowaniem. W Kanadzie dość często stosuje się miętę, niekiedy wraz z imbirem jako środek przeciwko mdłościom. Aromaterapia olejkiem miętowym również przynosi ulgę w nudnościach. 

Fructus Silybi mariani – owoc ostropestu plamistego (Silybum marianum L.)

Ostropest plamisty należy do grupy surowców, których popularność nie słabnie z upływem czasu. Na rynku znajduje się cała masa preparatów opartych o tę roślinę – wiele z nich zawiera ekstrakt suchy standaryzowany na kompleks flawonolignanów o nazwie sylimaryna (Sylimarol 35, Legalon 140). Niekiedy wyciągi wzbogaca się o witaminy (Syliprom) lub dodaje ekstrakty z ziół żółciopędnych i poprawiających trawienie (mniszek, karczoch, mięta, krwawnik). 

Działanie hepatoprotekcyjne i przeciwzapalne ostropestu jest wysoko cenione przez współczesną medycynę – nie dziwi więc zainteresowanie kwestiami bezpieczeństwa w kontekście tej szczególnej grupy pacjentów. Przeprowadzono kilka badań w latach 80. i 90., które nie wykazały szkodliwego wpływu ekstraktów na kobiety ciężarne. Wydaje się, że największą przebadaną dawką było 560 mg ekstraktu/dobę, co znalazłem w pracy z 2007 roku. [J] Wcześniejsze analizy dotyczyły odpowiednio wartości 210 mg/dobę i 400 mg/dobę. Badania na myszach oraz szczurach nie dostarczyły dowodów na toksyczność surowca bądź sylimaryny.

Rhizoma Curcumae longae – kłącze ostryżu długiego (Curcuma longa L.)

Kurkuma jest chętnie stosowaną przyprawą, coraz częściej pojawiającą się na polskich stołach – znam przepisy na ogórki z jej dodatkiem, więc można śmiało zakładać pewien wzrost spożycia surowca. Ale ostatnio zauważyłem wręcz skokowy popyt na suplementy z ekstraktem/sproszkowanym korzeniem. Nie potrafię wytłumaczyć przyczyn; być może zaangażowani są w to internetowi znachorzy próbujący nagonić klientelę na własne produkty. 

Kurkuma jest surowcem żółciotwórczym i żółciopędnym – dlatego chętnie pojawia się w różnych preparatach typu "za dużo zjadłeś na obiad?". W przewodzie pokarmowym wykazuje działanie antyseptyczne i przeciwzapalne. Dość duże dawki sproszkowanego kłącza (do 8 g) przyjmowane przez kilka miesięcy nie powodują skutków ubocznych u zdrowych ludzi, przez co wnioskuje się o bezpieczeństwie kurkumy dla kobiet ciężarnych. Badania na zwierzętach nie wykazały jakiejkolwiek toksyczności – dopiero końskie dawki alkoholowego ekstraktu (15 g/kg m.c.) wywołały poronienia i utrudnienia w implantacji zarodka myszy: dla ludzi są to ilości nieosiągalne. W TCM (tradycyjnej medycynie chińskiej) kurkuma jest wręcz zalecana kobietom w ciąży; w Indiach trudno o danie bez kurkumy: jak w przypadku imbiru i mięty, tak i tutaj: masowa skala użycia tego surowca, wskazuje na jego nieszkodliwość. 

Radix Ginseng – korzeń żeń-szenia właściwego (Panax ginseng C.A.Mey.)

Wprawdzie boom na żeń-szeń już dawno minął, ale surowiec wciąż znajduje się u łask przemysłu farmaceutycznego. Wynika to z rozpoznawalności (kto o nim nie słyszał?), skuteczności oraz ceny. Tak, pieniądze odgrywają tutaj istotną rolę. Plantacje nie pokrywają zapotrzebowania, korzenie trzymają cenę – tak to jest, gdy roślina jest wybredna, a na plon trzeba czekać osiem lat. W sprzedaży znajduje się sporo fałszywych żeń-szeni, tak więc trzeba pilnie uważać na to, co się kupuje.

Żeń-szeń jest adaptogenem – oznacza to, iż działa korzystnie na sprawność fizyczną i psychiczną organizmu. Polepsza pracę narządów wewnętrznych, pobudza przemianę materii oraz stymuluje pracę kory mózgowej i układu hormonalnego. Na Tajwanie zażywanie żeń-szenia w ciąży jest w miarę częste: na 14500 ciężarnych, aż 1100 stosowało jakiś preparat z Radix Ginseng w składzie w pierwszym trymestrze ciąży. Podobnie rzecz miała się w Hongkongu – nie było problemów ze znalezieniem odpowiedniej grupy badawczej (88 kobiet). W obu przypadkach nie powiązano substancji występujących w żeń-szeniu z jakimikolwiek problemami rozwojowymi. [K] [L] Przyjmuje się, iż surowiec zażywany zgodnie z aktualnymi zaleceniami, nie wpływa negatywnie na płód.

Fructus Vaccinii macrocarpi – owoc żurawiny wielkoowocowej (Vaccinium macrocarpum Aiton)

Poniższy opis wprawdzie dotyczy żurawiny wielkoowocowej jako upowszechnionej znacznie szerzej w porównaniu z żurawiną błotną (V. oxycoccus), lecz wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że i ta charakteryzuje się podobnymi właściwościami – dziwić to nie powinno, jest to zwyczajna rzecz wśród reprezentantów tego samego rodzaju botanicznego.

Przetwory i preparaty z żurawiny mają duże znaczenie w fitoterapii układu moczowego. Dzięki obecności kwasów organicznych, kwasów fenolowych oraz flawonoidów, znacznie zmniejsza się aktywność niektórych bakterii chorobotwórczych, w niektórych przypadkach prowadząc nawet do lizy komórek (gronkowiec złocisty, Listeria monocytogenes). Proantocyjanidyny wykazują działanie antyadherencyjne w obszarze błon śluzowych dróg moczowych - szczepy wywołujące zakażenia tego układu nie są w stanie przylgnąć, a tym samym rozpocząć procesu chorobotwórczego. E. coli odpowiedzialna za znakomitą większość infekcji układu moczowego (85-90%) jest podatna na działanie związków antyadherencyjnych w żurawinie. [M] [N]

Suplementacja preparatami zawierającymi ekstrakty z żurawiny i spożywanie przetworów tych owoców jest nadzwyczaj korzystne w leczeniu zapalenia układu moczowego, które dotyka również kobiety w ciąży. Surowiec jest uważany za bezpieczny – nie ma doniesień o potencjalnych zagrożeniach wynikających ze spożywania, czy też zażywania żurawiny.

Spodobał Ci się mój wpis? Polub mój fanpage i bądź na bieżąco!
Chcesz mi pomóc? Skomentuj wpis, udostępnij go w mediach społecznościowych!
Możesz również wpłacić datek na blog poprzez widget Zrzutki. Dziękuję za Wasze wsparcie!

3 komentarze:

  1. Trochę za mało co do Folium Rubi idaei – liść maliny właściwej (Rubus idaeus L.) Bo co ważne jest zalecana od 3 trymestru. Tak jak wszystkie wzmacniające skurcze i przyspieszające poród np.olejek eteryczny szałwii muszkatołowej itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Zajmowałem się głównie kwestiami bezpieczeństwa, nie koncentrując się zbytnio nad fitoterapią jako taką. Dostępna literatura naukowa nie precyzuje dokładnie przedziału czasowego, kiedy należy stosować liść maliny. W badaniach z początku XXI w. koncentrowano się na terminie "od 32 tygodnia ciąży do rozwiązania". Logicznym wydaje się trzeci trymestr, bo ani w pierwszym, ani w drugim nie zachodzi potrzeba stosowania. Efekty terapeutyczne przecież wieczne nie są :) Co do szałwii muszkatołowej, w nowszych pracach dot. bezpieczeństwa ziół, widnieje taka regułka "Brak informacji na temat wpływu szałwii muszkatołowej na ciążę i laktację". Niewątpliwie jakiś wpływ jest, surowce olejkowe bardzo lubią mieć takie działanie, ale skoro brak informacji, to będę ich wymieniał. Fitochemia mówi "być może / owszem / na pewno", ale praktyka nie dostarcza pewnych dowodów.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
      B.B.

      Usuń
  2. hm wiele nie wiedziałam :)

    OdpowiedzUsuń