czwartek, 15 czerwca 2017

Włoska szkoła trucicielstwa

Ten wpis do Manuału Zielarskiego jest bardzo niedosłownym tłumaczeniem jedenastego rozdziału książki „Poison Mysteries in History, Romance and Crime” napisanej przez Charlesa Johna Samuela Thompsona (1862-1945), która została wydana w 1923 roku, a nad której przetłumaczeniem i wydaniem pracuję. Być może dla niektórych wpis będzie gryzł się z tematami, które zazwyczaj są poruszane na blogu. W kilku akapitach tego tekstu padają nazwy roślin, co pokazuje jak mocno zielarstwo oddziaływało na niektóre profesje – w tym także sztuki skrytobójcze.

Rozdział 11.
Włoska szkoła trucicielstwa

Kolebką szeroko zakrojonych badań nad możliwością zastosowania trucizn w niecnych celach jest Półwysep Apeniński epoki średniowiecza. Z racji statusu regionu (papiestwo i te sprawy...) cała Europa słyszała o efektach prac wychowanków włoskiej szkoły trucicielstwa. Do naszych czasów zachował się pewien dokument będący dowodem na pobieranie przez italskich skrytobójców opłat za skuteczne otrucie wyznaczonej osoby. Dokument wystawiony przez króla Nawarry Karola II Złego (1332-1387) rzuca nieco światła na ówczesne metody pozbywania się nader niewygodnych osób. Jest to zlecenie wydane pewnemu minstrelowi o imieniu Wondreton, które nakazuje otrucie króla Francji Karola VI Szalonego, jego brata hrabiego Valois Ludwika Orleańskiego oraz ich wujków – książąt Berri, Burgundii i Burbonii.

Udaj się do Paryża, możesz oddać tam wielkie zasługi, jeżeli chcesz. Wykonaj co ja tobie powiem a nagrodzę cię dobrze. Jest rzecz która zwie się sublimowanym arszenikiem – jeżeli człowiek zje drobinę wielkości grochu, nigdy nie przeżyje. Możesz go znaleźć w Pampelunie, Bordeaux, Bajonnie i we wszystkich dobrych miastach w których są sklepy aptekarskie. Weź go i sproszkuj, a kiedy będziesz w domu króla, jego brata hrabiego Valois i książąt Berri, Burgundii i Burbonii, zbliż się i wślizgnij do kuchni, do spiżarni, do piwnic i jakiegokolwiek innego miejsca, gdzieś można uzyskać jakiś efekt i wrzuć proszek do zup, mięs i win. Upewnij się, że robisz to w sekrecie – w przeciwnym razie tego nie czyń!”

Z ulgą można zakomunikować, iż misja Wondertona upadła, a niegodziwy minstrel został w porę wykryty i pozbawiony życia w 1384 roku.

Od XV do XVII wieku trucicieli kształciły dwa największe miasta Italii – Wenecja i Rzym. Wychowankowie z Wenecji zdobyli niejaką popularność już w szesnastym wieku. W tym czasie zapanowała swego rodzaju mania trucicielstwa, którą napędzały dwory i rządy włoskich państewek. Koronowane głowy wraz z doradcami wyszukiwały mistrzów morderczego fachu, których następnie zatrudniali, nakazując im cichą eliminację wrogich władców, książąt i znaczących arystokratów. To nie jest żaden mit ani bajka. Dowodem na to niech będzie sławna Rada Dziesięciu, która opracowywała i analizowała możliwości realizacji planów zgładzenia nieprzyjaciół Wenecji. Rada po wypracowaniu projektu zarządzała głosowanie i w przypadku jego uchwalenia, asygnowała pewną sumę pieniędzy na pokrycie kosztów morderstwa. Członkowie tego organu z wiadomych względów nie cieszyli się przychylnością wielmożów i arystokracji. Gdy uchwała została wykonana, na marginesie oficjalnej uchwały dopisywano słowo 'factum' czyli 'zrobiono'.

15 grudnia 1543 roku franciszkanin Jan z Raguzy zaoferował Radzie Dziesięciu kolekcję trucizn oraz zadeklarował swoją pomoc w usunięciu każdej osoby, którą Rada uzna za przeszkodę na drodze rozwoju Wenecji. Ponieważ jasno wyłożył warunki współpracy (roczna pensja w wysokości 1500 dukatów z możliwością podwyżki uzależnionej do efektywności), a sprawę poparli jej przewodniczący – Guolando Duoda i Pietro Guiarini, franciszkanin został wzięty na etat państwowy za zgodą Rady z dniem 4 stycznia 1544 roku. Wenecjanie, chcąc przetestować nowy nabytek, wytypowali na ofiarę cesarza Maksymiliana. Najwyraźniej próba zabójstwa nie doszła do skutku, bo cesarz przeżył jeszcze 32 lata. Jan z Raguzy poczuł się jednak na tyle pewnie w swej sztuce, iż przekazał Radzie Dziesięciu uśredniony cennik usług.

"Za wielkiego Sułtana – 500 dukatów.
Za króla Hiszpanii – 150 dukatów i zwrot kosztów podróży etc.
Za księcia Milanu – 60 dukatów.
Za markiza Mantuy – 50 dukatów.
Za papieża – 100 dukatów."

Cennik kończył się krótkim przypisem:

Im dalsza podróż, im bardziej wielmożny człowiek, tym większa nagroda powinna czekać za trud i podejmowane trudności, więc i większa musi być zapłata.”

Rzymska szkoła trucicielstwa stała się sławna na początku szesnastego wieku i działała aż do początku wieku osiemnastego. Podczas tego okresu, doniesienia o śmiałych zamachach na znane osobistości, siały zgrozę i przerażenie wśród szlachty i osób wyżej urodzonych. W tym czasie wydawano we Włoszech książki zwane „sekretami”, które zawierały pewne receptury i ich barwne opisy z licznymi, wyraźnymi aluzjami do trucizn. Opowiadane w ten sposób przepisy i historie, niestety zniknęły wraz z ich autorami.

Szaleństwo związane z trucicielstwem dotykało zarówno klas wyższych, jak i prostego gminu. Kto miał jakichkolwiek wrogów, był śmiertelnie zagrożony. Giambattista della Porta w 1558 roku napisał książkę, w której wspomniał o truciznach (Magia Naturalis), przez co przedstawił obraz metod stosowanych w tamtym czasie. Często wspomina o winach leczniczych, które były medium preferowanym przez trucicieli. Stosowano wówczas korzeń pokrzyku wilczej jagody, nasiona kulczyby wroniego oka, tojad i ciemiężycę, których działanie było wyraźne i śmiertelne. Della Porta podaje nawet formułę, którą określa jako bardzo silną truciznę „Venenum Lupinum”, składającą się z tojadu, owoców cisu, gaszonego wapna, arszeniku, gorzkich migdałów i pokruszonego szkła. Sproszkowane substancje mieszano z miodem tworząc gęstą masę, z której tworzono porcje wielkości orzecha laskowego. Opracował również metodę mordowania śpiących osób za pomocą mikstury z soku szczwołu plamistego, rozgniecionych nasion bielunia dziędzierzawy, pokrzyku wilczej jagody i opium, która fermentowała kilka dni w szczelnie zamkniętym, ołowianym pudełku. Gdy mieszanina „dojrzała”, naczynie podtykano pod nos śpiącej ofiary i uchylano, celem nasycenia jej płuc toksycznymi oparami. Wdychanie raczej nie mogło wiele zrobić, o wiele groźniejsze było połknięcie mieszanki.

Na południu Włoch oraz na Sycylii w początkach siedemnastego wieku, działała znaczna liczba trucicieli pozbawionych skrupułów. Cała ta nikczemna działalność skupiała się wokół zamożnego i sławnego Neapolu. Najsławniejszą trucicielką tamtego okresu jest Giulia Tofana, której bez cienia wątpliwości możemy przypisać śmierć setek osób. Rozpoczęła swoją karierę w Palermo w 1650 roku, będąc jeszcze młodą dziewczyną, W 1659 roku za pontyfikatu Aleksandra VII, przeniosła się do Neapolu, który stał się centrum jej zbrodniczych działań. Nie wiemy, czy Tofana sama wymyśliła truciznę sygnowaną swoim imieniem, czy też uzyskała tę wiedzę od kogoś innego. Z pewnością jej pomysłem było wykonywanie morderczych płynów i butelkowanie ich w specjalne flakony, ozdabiane wizerunkami świętych, głównie św. Mikołaja z Bari, którego ówczesne wyobrażenia łączyły z wodą, która miała mieć lecznicze właściwości. Tofana czasami używała innych nazw na swoją truciznę - „Aquetta di Napoli”, „Manna Świętego Mikołaja z Bari” lub po prostu „Aqua Tofana”. Butelki z toksyczną zawartością były sprzedawane głównie kobietom, pod przykrywką łatwo dostępnego kosmetyku używanego w celu poprawy stanu cery. Każdy mógł kupić środek przeznaczony do stosowania zewnętrznego, a Tofana wyjawiała szczegółowe, sekretne informacje tylko po upewnieniu się, że nie grozi jej niebezpieczeństwo. Zmieniała swoje miejsce zamieszkania i charakteryzowała się tak często, że każde podnoszone podejrzenie wobec niej upadało po wielu tajemniczych śmierciach, co utrudniało zidentyfikowanie prawdziwego źródła trucizny. Zręcznie manipulowała swoimi klientami, których umysły były bardzo podatne na religijne wpływy i zabobony, przez co wierzyli – nieświadomi prawdziwej natury zawartości flakonu – iż ten płyn pochodzi z grobu świętego Mikołaja, patrona zdrowia.

Tofana sprzedawała flakony głównie osobom, które kupowały je w dobrej wierze, mając nadzieję na poprawę stanu skóry czy też wyzdrowienie poprzez cudowny, święty płyn. Niewielu wiedziało o sekrecie – przeważnie wtajemniczane były kobiety, które często wykorzystywały specyfik w kryminalnych celach. Szacuje się, że w Neapolu i Rzymie w wyniku zatrucia trucizną Tofany zginęło 600 osób. Podobno bezpośrednio przyczyniła się do zejścia dwóch papieży i wielu innych kościelnych dostojników. Wykryto ją dopiero, gdy osiągnęła siedemdziesiątkę, po wielu latach kariery w przestępczym światku. Garcelli, lekarz Karola VI Habsburga, pisał do swojego znajomego o nazwisku Hoffman, iż w tamtym czasie pełnił funkcję gubernatora Neapolu i wiedział, że Aquetta di Napoli siała strach w każdym szlacheckim rodzie w mieście. Śledztwo było prowadzone zgodnie z obowiązującym prawem, przez co miał okazję badać wszystkie dokumenty i w końcu znalazł truciznę odpowiadającą roztworowi arszeniku o takim stężeniu, iż wystarczyło sześć kropli w winie lub wodzie, aby zabić dorosłą osobę. Morderczy płyn był bez zapachu, bez smaku i o przezroczystej barwie.

Gdy poszlaki związane z wytwarzaniem i sprzedawaniem trucizny skierowały podejrzenie na Tofanę, schroniła się w klasztorze, gdzie skorzystała z obowiązujących święty przybytek przywilejów. Szydząc z wymiaru sprawiedliwości, kontynuowała sprzedaż swoich wyrobów, do chwili kiedy skandal „w samym łonie kościoła” stał się zbyt poważny, aby można było go zamieść pod dywan lub zignorować. Wywleczono ją z azylu i wtrącono do więzienia. Nieoczekiwanie po stronie Tofany stanął kler, oburzony naruszeniem świętej zasady nietykalności w klasztornych murach. Wrzawę napędzaną przez duchownych, wsparli sami neapolitańczycy, którzy zrozumieli, iż pozbawiono ich źródła całkiem dobrej trucizny. Opinia publiczna odwróciła się do Tofany dopiero, gdy rozpuszczono plotkę jakoby zatruła wszystkie studnie w mieście. Wsadzona na madejowe łoże wyznała wszystkie swoje winy oraz ujawniła protektorów i współpracowników, którzy szybko zostali wyłapani z kościołów i klasztorów. Dzień przed zatrzymaniem, wysłała dwie pokaźne skrzynie „manny” do Rzymu, które znaleziono w urzędzie celnym (ojciec Labat wspominał, iż „manna” była przepuszczana bez problemu przez kontrole – świętego towaru przecież się nie zatrzymuje!). Ponieważ arcybiskup Neapolu wciąż oponował przeciwko jawnemu złamaniu prawa azylu, władze wymyśliły kompromisowe rozwiązanie – wymierzyły Tofanie karę śmierci poprzez uduszenie, a ciało wrzuciły na dziedziniec klasztoru z którego ją porwano. Jednakże jej praktyki nie zginęły wraz z nią. Zgodnie z wieściami przekazywanymi przez Keyslera, który podróżował po południowych Włoszech w tym czasie, aquetta była wytwarzana w wielkich ilościach jeszcze długo po jej śmierci.

Oczywiście wielką tajemnicą tamtych czasów był skład Aqua Tofana, wpływający na niezwykłe właściwości, które jej przypisywano. Ów skutki zostały opisane przez Behrena, współczesnego pisarza, który stwierdził między innymi:

Pewną zmianą – która jest wręcz nie do opisania, jest uczucie w całym ciele, przez które narzekamy na swojego lekarza. On bada i analizuje, lecz nie znajduje żadnych symptomów – czy to wewnętrznych, czy to zewnętrznych, żadnych wymiotów, żadnego zapalenia i gorączki. Może najwyżej zalecić pacjentowi cierpliwość, ścisłą dietę i leki przeczyszczające. Jednakże choroba dalej przyprawia o męki i znów lekarz jest wzywany. Wciąż nie może znaleźć żadnych przyczyn ani postawić diagnozy. W międzyczasie trucizna posuwa się dalej, jest się ospałym, z nudnościami i jadłowstrętem. Ważniejsze organy powoli przestają pracować, w szczególności widać to po płucach, gdy każdy oddech zaczyna sprawiać ból. Zatrucie to jest nieuleczalne – nieszczęśliwa ofiara zaczyna marnieć, zmierzając do swojego końca, który nadchodzi w ciągu miesiąca lub roku – w zależności od zachcianki swojego wroga.”

Tofana miała wielu naśladowców, którzy kontynuowali trucicielskie praktyki. Podobny schemat próbowano wdrożyć z „Aquetta di Perugia”, która również była oferowana pod przykrywką skutecznego kosmetyku. Podobno była przygotowywana przez zabijanie wieprza, rozłożenie go na porcje i obsypanie ich białym arszenikiem, który następnie dobrze wcierano. W końcu zbierano wyciekający płyn z mięsa płyn. Uważano, iż preparat przygotowany w ten sposób był o wiele bardziej toksyczny niż sam arszenik oraz szybszy w działaniu.

Koncepcji rozwoju skrytobójstwa nie brakowało, czego dowodem może być sekretne stowarzyszenie kobiet utworzone w Rzymie w 1659 roku. Wiele członkiń zostało młodo ożenionych z najlepszymi, bogatymi partiami rzymskiej arystokracji. Spotykały się na spotkaniach, gdzie spiskowały przeciwko życiu swoich mężów oraz krewnych Spotkania odbywały się regularnie w domu Hieronimy Spara, powszechnie uważanej za czarownicę. Zapewniała członkiniom stowarzyszenia dostawy trucizn oraz szkoliła w zakresie ich stosowania. Kilka morderczych operacji zostało przeprowadzonych zanim wykryto działalność stowarzyszenia, i jak zanotował pewien pisarz:

„Zatwardziała starucha przeszła przez madejowe łoże bez przyznania się, lecz inna kobieta ujawniła sekrety i La Spara, wraz z dwunastoma innymi oskarżonymi, została powieszona.”

O średniowiecznych truciznach chętnie opowiadał Gabrielle D'Annunzio - włoski poeta, który był przez pewien czas dyktatorem miasta Fiume (1919-1920). Gdy służył we włoskich siłach powietrznych, co uważał za niemały zaszczyt, zawsze miał ukrytą w kieszeni niewielką buteleczkę bardzo silnej trucizny, którą zwykł nazywać „moją farmaceutyczną wyzwolicielką”. Wspominał, iż trucizna ta została wymyślona specjalnie dla niego, a została wykonana w Wenecji na podstawie średniowiecznej formuły, znanej tylko sławnym weneckim trucicielom. Podobno, gdy wykonywał swój sławny rajd nad Wiedniem, silniki jego samolotu trzykrotnie zatrzymały się i wznowiły pracę, przez co nabrał pewności, że rozbije się na wrogim terytorium, przez co wyjął fiolkę i trzymał ją w pogotowiu, aby Austriacy nie pojmali go żywcem. W tym szczególnym momencie ukazała mu się twarz zmarłej matki, przez co nabrał pewności, szczęśliwie kończąc misję. Fiolkę z trucizną trzymał w dłoniach również podczas bombardowania Fiume, przez co jego przyjaciele bacznie obserwowali go podczas tych krytycznych godzin.

Spodobał Ci się mój tekst? Polub fanpage Manuału Zielarskiego i daj znać innym!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz