Ten
wpis do Manuału Zielarskiego jest bardzo niedosłownym tłumaczeniem
jedenastego rozdziału książki „Poison Mysteries in History,
Romance and Crime” napisanej przez Charlesa Johna Samuela Thompsona
(1862-1945), która została wydana w 1923 roku, a nad której
przetłumaczeniem i wydaniem pracuję. Być może dla niektórych wpis będzie gryzł się z tematami, które zazwyczaj są poruszane
na blogu. W kilku akapitach tego tekstu padają nazwy roślin, co
pokazuje jak mocno zielarstwo oddziaływało na niektóre profesje –
w tym także sztuki skrytobójcze.
Rozdział
11.
Włoska
szkoła trucicielstwa
Kolebką
szeroko zakrojonych badań nad możliwością zastosowania trucizn w
niecnych celach jest Półwysep Apeniński epoki średniowiecza. Z
racji statusu regionu (papiestwo i te sprawy...) cała Europa
słyszała o efektach prac wychowanków włoskiej szkoły
trucicielstwa. Do naszych czasów zachował się pewien dokument
będący dowodem na pobieranie przez italskich skrytobójców opłat
za skuteczne otrucie wyznaczonej osoby. Dokument wystawiony przez
króla Nawarry Karola II Złego (1332-1387) rzuca nieco światła na
ówczesne metody pozbywania się nader niewygodnych osób. Jest to
zlecenie wydane pewnemu minstrelowi o imieniu Wondreton, które
nakazuje otrucie króla Francji Karola VI Szalonego, jego brata
hrabiego Valois Ludwika Orleańskiego oraz ich wujków – książąt
Berri, Burgundii i Burbonii.
„Udaj
się do Paryża, możesz oddać tam wielkie zasługi, jeżeli chcesz.
Wykonaj co ja tobie powiem a nagrodzę cię dobrze. Jest rzecz która
zwie się sublimowanym arszenikiem – jeżeli człowiek zje drobinę
wielkości grochu, nigdy nie przeżyje. Możesz go znaleźć w
Pampelunie, Bordeaux, Bajonnie i we wszystkich dobrych miastach w
których są sklepy aptekarskie. Weź go i sproszkuj, a kiedy
będziesz w domu króla, jego brata hrabiego Valois i książąt
Berri, Burgundii i Burbonii, zbliż się i wślizgnij do kuchni, do
spiżarni, do piwnic i jakiegokolwiek innego miejsca, gdzieś można
uzyskać jakiś efekt i wrzuć proszek do zup, mięs i win. Upewnij
się, że robisz to w sekrecie – w przeciwnym razie tego nie czyń!”
Z
ulgą można zakomunikować, iż misja Wondertona upadła, a
niegodziwy minstrel został w porę wykryty i pozbawiony życia w
1384 roku.
Od
XV do XVII wieku trucicieli kształciły dwa największe miasta
Italii – Wenecja i Rzym. Wychowankowie z Wenecji zdobyli niejaką
popularność już w szesnastym wieku. W tym czasie zapanowała swego
rodzaju mania trucicielstwa, którą napędzały dwory i rządy
włoskich państewek. Koronowane głowy wraz z doradcami wyszukiwały
mistrzów morderczego fachu, których następnie zatrudniali,
nakazując im cichą eliminację wrogich władców, książąt i
znaczących arystokratów. To nie jest żaden mit ani bajka. Dowodem
na to niech będzie sławna Rada Dziesięciu, która opracowywała i
analizowała możliwości realizacji planów zgładzenia
nieprzyjaciół Wenecji. Rada po wypracowaniu projektu zarządzała
głosowanie i w przypadku jego uchwalenia, asygnowała pewną sumę
pieniędzy na pokrycie kosztów morderstwa. Członkowie tego organu z
wiadomych względów nie cieszyli się przychylnością wielmożów i
arystokracji. Gdy uchwała została wykonana, na marginesie
oficjalnej uchwały dopisywano słowo 'factum' czyli 'zrobiono'.
15
grudnia 1543 roku franciszkanin Jan z Raguzy zaoferował Radzie
Dziesięciu kolekcję trucizn oraz zadeklarował swoją pomoc w
usunięciu każdej osoby, którą Rada uzna za przeszkodę na drodze
rozwoju Wenecji. Ponieważ jasno wyłożył warunki współpracy
(roczna pensja w wysokości 1500 dukatów z możliwością podwyżki
uzależnionej do efektywności), a sprawę poparli jej przewodniczący
– Guolando Duoda i Pietro Guiarini, franciszkanin został wzięty
na etat państwowy za zgodą Rady z dniem 4 stycznia 1544 roku.
Wenecjanie, chcąc przetestować nowy nabytek, wytypowali na ofiarę
cesarza Maksymiliana. Najwyraźniej próba zabójstwa nie doszła do
skutku, bo cesarz przeżył jeszcze 32 lata. Jan z Raguzy poczuł się
jednak na tyle pewnie w swej sztuce, iż przekazał Radzie Dziesięciu
uśredniony cennik usług.
"Za
wielkiego Sułtana – 500 dukatów.
Za
króla Hiszpanii – 150 dukatów i zwrot kosztów podróży etc.
Za
księcia Milanu – 60 dukatów.
Za
markiza Mantuy – 50 dukatów.
Za
papieża – 100 dukatów."
Cennik
kończył się krótkim przypisem:
„Im
dalsza podróż, im bardziej wielmożny człowiek, tym większa
nagroda powinna czekać za trud i podejmowane trudności, więc i
większa musi być zapłata.”
Rzymska
szkoła trucicielstwa stała się sławna na początku szesnastego
wieku i działała aż do początku wieku osiemnastego. Podczas tego
okresu, doniesienia o śmiałych zamachach na znane osobistości,
siały zgrozę i przerażenie wśród szlachty i osób wyżej
urodzonych. W tym czasie wydawano we Włoszech książki zwane
„sekretami”, które zawierały pewne receptury i ich barwne opisy
z licznymi, wyraźnymi aluzjami do trucizn. Opowiadane w ten sposób
przepisy i historie, niestety zniknęły wraz z ich autorami.
Szaleństwo
związane z trucicielstwem dotykało zarówno klas wyższych, jak i
prostego gminu. Kto miał jakichkolwiek wrogów, był śmiertelnie
zagrożony. Giambattista della Porta w 1558 roku napisał książkę,
w której wspomniał o truciznach
(Magia Naturalis),
przez co przedstawił obraz metod stosowanych w tamtym czasie. Często
wspomina o winach leczniczych, które były medium
preferowanym przez trucicieli. Stosowano wówczas korzeń pokrzyku
wilczej jagody, nasiona kulczyby wroniego oka, tojad i ciemiężycę,
których działanie było wyraźne i śmiertelne. Della Porta podaje
nawet formułę, którą określa jako bardzo silną truciznę
„Venenum Lupinum”,
składającą się z tojadu, owoców cisu, gaszonego wapna,
arszeniku, gorzkich migdałów i pokruszonego szkła. Sproszkowane
substancje mieszano z miodem tworząc gęstą masę, z której
tworzono porcje wielkości orzecha laskowego. Opracował również
metodę mordowania śpiących osób za pomocą mikstury z soku
szczwołu plamistego, rozgniecionych nasion bielunia dziędzierzawy,
pokrzyku wilczej jagody i opium, która fermentowała kilka dni w
szczelnie zamkniętym, ołowianym pudełku. Gdy mieszanina
„dojrzała”, naczynie podtykano pod nos śpiącej ofiary i
uchylano, celem nasycenia jej płuc toksycznymi oparami. Wdychanie
raczej nie mogło wiele zrobić, o wiele groźniejsze było
połknięcie mieszanki.
Na
południu Włoch oraz na Sycylii w początkach siedemnastego wieku,
działała znaczna liczba trucicieli pozbawionych skrupułów. Cała
ta nikczemna działalność skupiała się wokół zamożnego i
sławnego Neapolu. Najsławniejszą trucicielką tamtego okresu jest
Giulia Tofana, której bez cienia wątpliwości możemy
przypisać śmierć setek osób. Rozpoczęła swoją karierę w
Palermo w 1650 roku, będąc jeszcze młodą dziewczyną, W 1659 roku
za pontyfikatu Aleksandra VII, przeniosła się do Neapolu, który
stał się centrum jej zbrodniczych działań. Nie wiemy, czy Tofana
sama wymyśliła truciznę sygnowaną swoim imieniem, czy też
uzyskała tę wiedzę od kogoś innego. Z pewnością jej pomysłem
było wykonywanie morderczych płynów i butelkowanie ich w specjalne
flakony, ozdabiane wizerunkami świętych, głównie św. Mikołaja z
Bari, którego ówczesne wyobrażenia łączyły z wodą, która
miała mieć lecznicze właściwości. Tofana czasami używała
innych nazw na swoją truciznę - „Aquetta di Napoli”,
„Manna Świętego Mikołaja z Bari” lub po prostu „Aqua
Tofana”. Butelki z toksyczną zawartością były sprzedawane
głównie kobietom, pod przykrywką łatwo dostępnego kosmetyku
używanego w celu poprawy stanu cery. Każdy mógł kupić środek
przeznaczony do stosowania zewnętrznego, a Tofana wyjawiała
szczegółowe, sekretne informacje tylko po upewnieniu się, że nie
grozi jej niebezpieczeństwo. Zmieniała swoje miejsce zamieszkania i
charakteryzowała się tak często, że każde podnoszone podejrzenie
wobec niej upadało po wielu tajemniczych śmierciach, co utrudniało
zidentyfikowanie prawdziwego źródła trucizny. Zręcznie
manipulowała swoimi klientami, których umysły były bardzo
podatne na religijne wpływy i zabobony, przez co wierzyli –
nieświadomi prawdziwej natury zawartości flakonu – iż ten płyn
pochodzi z grobu świętego Mikołaja, patrona zdrowia.
Tofana
sprzedawała flakony głównie osobom, które kupowały je w dobrej
wierze, mając nadzieję na poprawę stanu skóry czy też
wyzdrowienie poprzez cudowny, święty płyn. Niewielu wiedziało o
sekrecie – przeważnie wtajemniczane były kobiety, które często
wykorzystywały specyfik w kryminalnych celach. Szacuje się, że w
Neapolu i Rzymie w wyniku zatrucia trucizną Tofany zginęło 600
osób. Podobno bezpośrednio przyczyniła się do zejścia dwóch
papieży i wielu innych kościelnych dostojników. Wykryto ją
dopiero, gdy osiągnęła siedemdziesiątkę, po wielu latach kariery
w przestępczym światku. Garcelli, lekarz Karola VI Habsburga, pisał
do swojego znajomego o nazwisku Hoffman, iż w tamtym czasie pełnił
funkcję gubernatora Neapolu i wiedział, że Aquetta di Napoli siała
strach w każdym szlacheckim rodzie w mieście. Śledztwo było
prowadzone zgodnie z obowiązującym prawem, przez co miał okazję
badać wszystkie dokumenty i w końcu znalazł truciznę
odpowiadającą roztworowi arszeniku o takim stężeniu, iż
wystarczyło sześć kropli w winie lub wodzie, aby zabić dorosłą
osobę. Morderczy płyn był bez zapachu, bez smaku i o
przezroczystej barwie.
Gdy
poszlaki związane z wytwarzaniem i sprzedawaniem trucizny skierowały
podejrzenie na Tofanę, schroniła się w klasztorze, gdzie
skorzystała z obowiązujących święty przybytek przywilejów.
Szydząc z wymiaru sprawiedliwości, kontynuowała sprzedaż swoich
wyrobów, do chwili kiedy skandal „w samym łonie kościoła”
stał się zbyt poważny, aby można było go zamieść pod dywan lub
zignorować. Wywleczono ją z azylu i wtrącono do więzienia.
Nieoczekiwanie po stronie Tofany stanął kler, oburzony naruszeniem
świętej zasady nietykalności w klasztornych murach. Wrzawę
napędzaną przez duchownych, wsparli sami neapolitańczycy, którzy
zrozumieli, iż pozbawiono ich źródła całkiem dobrej trucizny.
Opinia publiczna odwróciła się do Tofany dopiero, gdy
rozpuszczono plotkę jakoby zatruła wszystkie studnie w mieście.
Wsadzona na madejowe łoże wyznała wszystkie swoje winy oraz
ujawniła protektorów i współpracowników, którzy szybko zostali
wyłapani z kościołów i klasztorów. Dzień przed zatrzymaniem,
wysłała dwie pokaźne skrzynie „manny” do Rzymu, które
znaleziono w urzędzie celnym (ojciec Labat wspominał, iż „manna”
była przepuszczana bez problemu przez kontrole – świętego towaru
przecież się nie zatrzymuje!). Ponieważ arcybiskup Neapolu wciąż
oponował przeciwko jawnemu złamaniu prawa azylu, władze wymyśliły
kompromisowe rozwiązanie – wymierzyły Tofanie karę śmierci
poprzez uduszenie, a ciało wrzuciły na dziedziniec klasztoru z
którego ją porwano. Jednakże jej praktyki nie zginęły wraz z
nią. Zgodnie z wieściami przekazywanymi przez Keyslera, który
podróżował po południowych Włoszech w tym czasie, aquetta
była wytwarzana w wielkich ilościach jeszcze długo po jej śmierci.
Oczywiście
wielką tajemnicą tamtych czasów był skład Aqua Tofana,
wpływający na niezwykłe właściwości, które jej przypisywano.
Ów skutki zostały opisane przez Behrena, współczesnego pisarza,
który stwierdził między innymi:
„Pewną
zmianą – która jest wręcz nie do opisania, jest uczucie w całym
ciele, przez które narzekamy na swojego lekarza. On bada i
analizuje, lecz nie znajduje żadnych symptomów – czy to
wewnętrznych, czy to zewnętrznych, żadnych wymiotów, żadnego
zapalenia i gorączki. Może najwyżej zalecić pacjentowi
cierpliwość, ścisłą dietę i leki przeczyszczające. Jednakże
choroba dalej przyprawia o męki i znów lekarz jest wzywany. Wciąż
nie może znaleźć żadnych przyczyn ani postawić diagnozy. W
międzyczasie trucizna posuwa się dalej, jest się ospałym, z
nudnościami i jadłowstrętem. Ważniejsze organy powoli przestają
pracować, w szczególności widać to po płucach, gdy każdy oddech
zaczyna sprawiać ból. Zatrucie to jest nieuleczalne –
nieszczęśliwa ofiara zaczyna marnieć, zmierzając do swojego
końca, który nadchodzi w ciągu miesiąca lub roku – w zależności
od zachcianki swojego wroga.”
Tofana
miała wielu naśladowców, którzy kontynuowali trucicielskie
praktyki. Podobny schemat próbowano wdrożyć z „Aquetta di
Perugia”, która również była oferowana pod przykrywką
skutecznego kosmetyku. Podobno była przygotowywana przez zabijanie
wieprza, rozłożenie go na porcje i obsypanie ich białym
arszenikiem, który następnie dobrze wcierano. W końcu zbierano
wyciekający płyn z mięsa płyn. Uważano, iż preparat
przygotowany w ten sposób był o wiele bardziej toksyczny niż sam
arszenik oraz szybszy w działaniu.
Koncepcji
rozwoju skrytobójstwa nie brakowało, czego dowodem może być
sekretne stowarzyszenie kobiet utworzone w Rzymie w 1659 roku. Wiele
członkiń zostało młodo ożenionych z najlepszymi, bogatymi
partiami rzymskiej arystokracji. Spotykały się na spotkaniach,
gdzie spiskowały przeciwko życiu swoich mężów oraz krewnych
Spotkania odbywały się regularnie w domu Hieronimy Spara,
powszechnie uważanej za czarownicę. Zapewniała członkiniom
stowarzyszenia dostawy trucizn oraz szkoliła w zakresie ich
stosowania. Kilka morderczych operacji zostało przeprowadzonych
zanim wykryto działalność stowarzyszenia, i jak zanotował pewien
pisarz:
„Zatwardziała
starucha przeszła przez madejowe łoże bez przyznania się, lecz
inna kobieta ujawniła sekrety i La Spara, wraz z dwunastoma innymi
oskarżonymi, została powieszona.”
O
średniowiecznych truciznach chętnie opowiadał Gabrielle D'Annunzio
- włoski poeta, który był przez pewien czas dyktatorem miasta
Fiume (1919-1920). Gdy służył we włoskich siłach powietrznych,
co uważał za niemały zaszczyt, zawsze miał ukrytą w kieszeni
niewielką buteleczkę bardzo silnej trucizny, którą zwykł nazywać
„moją farmaceutyczną wyzwolicielką”. Wspominał, iż trucizna
ta została wymyślona specjalnie dla niego, a została wykonana w
Wenecji na podstawie średniowiecznej formuły, znanej tylko sławnym
weneckim trucicielom. Podobno, gdy wykonywał swój sławny rajd nad
Wiedniem, silniki jego samolotu trzykrotnie zatrzymały się i
wznowiły pracę, przez co nabrał pewności, że rozbije się na
wrogim terytorium, przez co wyjął fiolkę i trzymał ją w
pogotowiu, aby Austriacy nie pojmali go żywcem. W tym szczególnym
momencie ukazała mu się twarz zmarłej matki, przez co nabrał
pewności, szczęśliwie kończąc misję. Fiolkę z trucizną
trzymał w dłoniach również podczas bombardowania Fiume, przez co
jego przyjaciele bacznie obserwowali go podczas tych krytycznych
godzin.
Spodobał Ci się mój tekst? Polub fanpage Manuału Zielarskiego i daj znać innym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz