wtorek, 20 listopada 2018

Francówka: wielka historia małej buteleczki

Kilka lat temu odwiedziłem jeden z lubelskich sklepów zielarskich. Na wyprzedażowej półeczce dostrzegłem fikuśny, szklany flakonik z niebieską etykietką i napisem ALPA. Szybko skojarzyłem, że przezroczysty płyn w środku to słynna czeska francówka, którą niektórzy wychwalają pod same niebiosa. Niewiele myśląc, kupiłem rzeczoną buteleczkę; kosztowała niewiele, bodaj pięć złotych. Chciałem wypróbować zawartość przy okazji jakiegoś jesiennego przeziębienia, ale żadne nie nadeszło. W końcu podczas przeprowadzki szyjka utłukła się, preparat wsiąkł w karton i tyle z kurowania się francówką. Pozostał tylko przyjemny zapach…


Zapowiedziałem ten artykuł we wrześniu, ale praca nad najnowszą książką pt. „Archidoxis Magica i inne traktaty” przeciągała się i nie miałem głowy do rozważania dawnych receptur. Zdążyłem jedynie opublikować grafikę z podtytułem „Octan etylu w medycynie i farmacji”. Gdy w końcu usiadłem i zgromadziłem odpowiednie materiały, zrozumiałem swój błąd. Wprawdzie położyłem nacisk na ważny składnik preparatu, ale wtedy nie mógłbym sensownie przedstawić całej, prawdziwej historii: a doprawdy jest o czym opowiadać – bo historia francówki to tak naprawdę historia dobrego alkoholu! 

Francuzi od zawsze szczycą się swoimi winami, to wręcz ich narodowa duma. Naród ten dysponuje wszystkim, co jest niezbędne do wyrobu doskonałych trunków: korzystnymi warunki klimatycznymi, odpowiednimi szczepami winorośli oraz wiekami tradycji winiarskiej. Jednak nawet i oni potrzebują niekiedy kieliszeczka czegoś mocniejszego, co pobudzi umysł i rozgrzeje zziębnięte ciało. 

Alembiki, czyli proste destylatory, były znane i chętnie używane przez starożytnych, więc zapewne już wtedy poznano proces destylacji wina gronowego. Produkt końcowy najwyraźniej nie przypadł do gustu ówczesnym eksperymentatorom, przez co jeszcze nie odcisnął tak wyraźnego piętna na losach cywilizacji. Prawdziwe, poważne doświadczenia w tej dziedzinie przeprowadzano dopiero w XIII-wiecznej Francji. W tych czasach materiału do prób było naprawdę sporo, badaczy i alchemików dysponujących potężnymi, udoskonalonymi alembikami także nie brakowało, dlatego narodziła się eau-de-vie (woda życia) - destylat uzyskiwany z wina, który znamy lepiej pod angielską nazwą brandy. Zalety mocnego, kilkudziesięcioprocentowego alkoholu o wysokiej jakości dostrzegli aptekarze i medycy, którzy ochrzcili go łacińską nazwą Spiritus Vini gallicus. Przewożony w drewnianych beczkach nabierał barwy i niepowtarzanych walorów smakowych i zapachowych, dzięki czemu został doceniony także przez warstwy wyższe, nieco znudzone dotychczasowymi trunkami. 

Procenty napędzają ludzkość, dlatego ciągle udoskonalano metody wyrobu brandy oraz kontrolowania jej jakości. Niektóre regiony Francji szybko wyspecjalizowały się w produkcji tego alkoholu. Pierwsze wzmianki o wielkich walorach armaniaku (Gaskonia, rejon Armagnac) pochodzą z 1310 roku. Brandy z okolic miasteczka Cognac, czyli koniak, zyskało sławę dopiero trzy wieki później, ale jest obecnie znacznie bardziej rozpoznawalne od armaniaku. Na tylu rozmaitych rodzajach i typach trunku mógł rozeznać się tylko rodowity Francuz, dlatego Niemcy w XVII wieku ukuli słówko Franzbranntwein, czyli w wolnym tłumaczeniu „francuska gorzała”. Rozumiano je jako wszystkie alkohole, które wytwarzano poprzez destylację wina gronowego; znaczenie frazy nie obejmowało wódek z trzciny cukrowej, ziemniaków czy zbóż. 

Trudno powiedzieć, kiedy zaczęto wykorzystywać brandy jako lek do stosowania zewnętrznego, do nacierania i smarowania skóry. Pewnie nigdy się tego nie dowiem; mogę bazować jedynie na przypowiastkach i historyjkach z marginesów stron. Wedle jednej z nich, przełomową datą był 1805 rok. We wrześniu III Koalicja Antyfrancuska wypowiedziała wojnę Francji i jej cesarzowi – Napoleonowi. Koalicja od początku dostawała solidnego łupnia, a siły francuskie rychło zajęły Wiedeń. Austriackie słodkie wina nie smakowały zwycięzcom, dlatego szybko zaopatrzono się w beczki z koniakiem. Pokój zawarto szybko, bo pod koniec grudnia, przez co Francuzi musieli pospiesznie ewakuować się z miasta. Jakimś sposobem beczki wpadły w ręce i gardła austriackie, które nie były przyzwyczajone do takiego smaku. Koniak przekazano aptekarzom, a ci odkryli właściwości trunku: wtarty w skórę przynosił przyjemny efekt odprężający, chłodzący, potem rozgrzewający a przez to łagodzący bóle mięśniowe. Tym sposobem ten alkohol stał się bazą do przygotowania ziołowego, leczniczego płynu. 

Podobno w każdej opowieści tkwi ziarnko prawdy. Bezsprzecznie w dyspensatorach z pierwszych dekad XX wieku pojawiają się receptury na Spiritus Vini gallicus artificialis, czyli sztuczne brandy, łamane na Franzbranntwein. Jednakże z analizy wynika, iż to nie są przepisy na tanią podróbkę francuskiej gorzały do sprzedawania w podrzędnych spelunach, pomimo iż wskazuje na to nazwa, lecz na przodków dzisiejszej, leczniczej francówki. Zapewne wszystko rozbijało się o pieniądze. Tradycja nakazywała stosowanie koniaku, lecz ten był drogi, więc dolewano spirytusu z nalewką rataniową, barwiącą zawartość na kolor czerwonobrązowy, lub wręcz sztucznej esencji Cognacessenz. Ciekawostką może być receptura na Spiritus Vini gallicus cum sale pro usu externo, czyli francuską wódkę z solą do użytku zewnętrznego, którą wygrzebałem z rozporządzenia polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 1926 roku. Prawdziwy galijski koniak łączono ze spirytusem, olejem winogronowym i solą. Podejrzewam, iż ostatni składnik miał raczej na celu uczynić alkohol niezdatnym do spożycia, niżby przynieść praktyczne korzyści terapeutyczne. 

W niemieckim receptariuszu Dietericha z początku XX wieku zawarto kilka przepisów na sztuczne brandy, które bynajmniej nie służyło do delektowania się i picia. Szczegółowo wyjaśnię jedną recepturę, aby nie rozwlekać nadmiernie sprawy. 

Tinct. Gallae - 10,0 
Tinct. Aromatica - 5,0 
Acet. pyrolignosum - 5,0 
Spir. Aetheris nitr. - 10,0 
Aethylium aceticum - 5,0 
Spiritus 68% - 576,0 
Aqua destillata - 400,0 

Pierwsze dwa składniki to nalewki: dębiankowa i aromatyczna. Tinctura Gallae jest nadzwyczaj bogata w galotanoidy i kwasy fenolowe; charakteryzuje się ciemną barwą i silnym działaniem ściągającym i przeciwzapalnym. Niekiedy występuje w płynach stomatologicznych (Stomatosol) i maściach na obrzęki oraz stłuczenia (Arnisol). Tinctura Aromatica powstaje wskutek kilkudniowej maceracji substancji roślinnych bogatych w olejki eteryczne. Najczęściej wykorzystuje się cynamon, imbir, kardamon i goździki; rzadziej inne surowce importowane. 

Kolejną substancją jest Acetum pyrolignosum, czyli ocet drzewny. Tak, można uzyskać ocet z drewna, ale należy pamiętać, iż nie należy do produktów spożywczych, zresztą zapach spalenizny i gorzko-kwaśny smak powinien odstraszyć każdego śmiałka. Obecnie nie ma w farmacji żadnego znaczenia, więc opis muszę oprzeć na dość leciwych źródłach. Jest to produkt wyjątkowo długiej, bo aż siedmiodniowej suchej destylacji drewna liściastego, przy czym najchętniej stosowano dębinę. Ocet wzięty wprost z odbieralnika to Ac. pyrolignosum crudum, czyli surowy; pełen związków niepożądanych i zanieczyszczeń. Dopiero po ponownej destylacji i odstaniu uzyskuje się Ac. pyrolignosum rectificatum, czyli rektyfikowany ocet drzewny, który zwykle zawiera 4-8% kwasu octowego. Stosowano go jako środek ściągający i dezynfekujący. Niekiedy uważano za cenniejszy produkt nieoczyszczony, bogatszy w fenole wykazujące działanie antyseptyczne. 

Spiritus Aetheris nitrosi to spirytusowy roztwór azotynu etylu. Pierwszym krokiem do jego uzyskania jest destylacja mieszaniny spirytusu i kwasu azotowego, zaś drugim zobojętnienie uzyskanego destylatu za pomocą tlenku magnezu. Nałożony na skórę gwałtownie parował, oziębiając ją. Częściej stosowano go wewnętrznie w miksturach trawiennych, choć największą popularność zdobył jako łatwo dostępny rozluźniacz, którym ogłupiała się XIX-wieczna, lepiej urodzona młodzież. Nie wypadało im pić eteru, więc sięgali po zamienniki niewzbudzające nadmiernych podejrzeń. 

Piątym składnikiem jest Aethylium aceticum, czyli octan etylu. To substancja znana w laboratoriach, które zajmują się analizami chemicznymi; nie raz i nie dwa miałem butelczynę octanu etylu w ręku, bo wykorzystuje się go w procesie ekstrakcji flawonoidów czy fenolokwasów. Nie przepadam za nim, ale stosowany z głową jest relatywnie bezpiecznym rozpuszczalnikiem. Zastosowany zewnętrznie, działa podobnie jak eter, dzięki czemu znalazł się w składzie różnych wcierek na bóle reumatyczne i nerwowe oraz kropli na bóle zębów i głowy. Niegdyś próbowano nim leczyć także głuchotę, karbunkuły, przepuklinę i dokuczliwą czkawkę, lecz nie uzyskano wyraźnych i powtarzalnych rezultatów. 

alpa.cz
To, co dzisiaj rozumiemy i kojarzymy jako francówkę, jest znacznie uboższą wersją podanego wyżej przepisu. Według Czechów, Grzegorz Mendel (tak, ten Mendel!) wymyślił własną recepturę płynu do nacierania ciała. Jego pomysł przejął brneński farmaceuta Josef Vesely, który w 1905 roku zaczął poważne eksperymenty z tym remedium, ulepszył przepis i osiem lat później zdecydował się założyć poważny biznes. Vesely zastrzegł znak towarowy, dogadał się z dostawcami oraz dystrybutorami i wypuścił na krajowy rynek pierwszą partię francówki sygnowanej znakiem ALPA. Dzięki niskiej cenie i sprytnym chwytom reklamowym (niewielkie buteleczki jako próbki), szybko odniósł sukces, a płyn stał się nieodzownym składnikiem domowych apteczek czeskich gospodyń. Obecnie ten spirytus wykorzystuje się do inhalacji, nacierań przy bólach reumatycznych, urazach, obrzękach i stanach zapalnych, masażach (są nawet litrowe butelki!), a niektórzy chłodzą się nim w upalne, gorące dni.

alpa.cz
Zapewne wielu zadaje sobie pytanie: Jak bardzo przepis Vesely’ego różni się od przepisów na Franzbranntwein? Firma ALPA deklaruje, iż receptury nie zmieniono, zatem w skład podstawowej francówki wchodzi etanol, woda, mentol, octan etylu, mrówczan etylu i kompozycja olejków. Użyto prostych i powszechnie dostępnych substancji, dzięki czemu gotowy produkt jest tani w produkcji. Mentol nadaje intensywny zapach oraz wywołuje uczucie chłodu, natomiast mrówczan etylu działa podobnie do octanu etylu, ale charakteryzuje się dość silnym owocowo-rumowym aromatem, mogącym przypominać nieco brandy. ALPA produkuje francówkę w kilku wersjach, które powstają wskutek dodatku ekstraktu roślinnego, dlatego na aptecznych półkach można znaleźć francówkę arnikową, kasztanowcową, żywokostową, konopną oraz leśną. 

Pomimo całkiem prostej receptury podstawowej francówki, dało się ją jeszcze bardziej okroić i tym samym wtłoczyć w sztywne socjalistyczno-farmaceutyczne ramy gospodarki niedoboru, czego dowodem jest przepis widniejący w czechosłowackim ministerialnym Praescritpiones Pharmaceuticae z 1953 roku (powtórzony w PP z 1972 r.) pod nazwą… Spiritus Vini gallicae

Spiritus Vini gallicus / Francovka 
Aethylium aceticum - 5,0 
Tinctura Benzoes - 10,0 
Spiritus 60% - 985,0 

Nalewka benzoesowa jest wytwarzana z żywicy wydzielanej przez drzewo Styrax benzoin. Stosowana zewnętrznie działa antyseptycznie, stymulująco oraz łagodząco w przypadku świądu czy pieczenia. Na bazie podstawowej francówki wyrabiano również wersję wzbogaconą mentolem. 

Spiritus Vini gallicus cum Mentholo / Francovka s mentholem 
Mentholum - 10,0 
Spiritus Vini gallicus - 990,0 

Nie od Franciszka Józefa, nie od chorób (polska franca), ale od Francuzów wziął nazwę ten specyfik. Na samym początku był czystym brandy, później miksturą udającą koniak, w końcu stał się alkoholową mieszaniną estrów etylu, olejków eterycznych i związków pochodzenia roślinnego. Niezależnie od wersji i pomysłu, niezmiennie stał na straży ludzkiego zdrowia. Tym właśnie jest francówka.

PS. To nie jest wpis sponsorowany bądź inspirowany. Po prostu nie da się opowiedzieć historii receptury tego specyfiku bez poruszenia tematu firmy ALPA. Zresztą pracownicy tej firmy okazali się wybitnie niekontaktowi - e-maile z prośbą o materiały reklamowe, zostawały bez jakiejkolwiek odpowiedzi. 

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zachęcam do dalszej lektury Manuału Zielarskiego! :)
      B. Byczkiewicz

      Usuń
  2. no bardzo ciekawe informacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wpis :) przyjemnie się czytało

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze mam butelczynę w apteczce. Można ją wzbogacać o inne składniki, w zależności od potrzeb zdrowotnych,jak szeroko opisał dr Henryk Różanski.

    OdpowiedzUsuń